Zbliża się wszystkich Świętych
albo jak kto woli Halloween. Geneza Halloween znika w pomroce dziejów,
zachowała się jednak do tej pory w postaci cokolwiek skomercjalizowanego
święta. 31'szy nie jest dniem wolnym od pracy, jednakże pozostaje, zaraz po Bożym
Narodzeniu, najpopularniejszym świętem w Szkocji. Jak wszystkie wielkie święta
i to wywodzi się z tradycji pogańskich, w ten dzień zegnamy lato i witamy
zimę. I podobno w tą właśnie noc, granica miedzy światem żywych i umarłych
zanika. A duchom, tym dobrym i tym mniej sympatycznym łatwiej jest zawitać do
nas w odwiedziny.
O duchach wspomniałam już
wcześniej w poście "Bedzie straszno, czyli odwiedzamy stoliceSzkocji". Teraz pora
na Stirling które, podobnie jak Edinburgh i wiele innych miejsc w
Szkocji, jest wypchane duchami.
Kto pamięta Zieloną Damę z zamku
Dunnotar? Wspomniałam o niej w poście "Dunnottar castle, czyli Szkocja jaka jestkazdy widzi".
Okazuje się, że więcej niż jedna Zielona Dama nawiedza Szkocję. Druga i być
może nawet bardziej znana, straszy na zamku w Stirling.
Powiadają że za życia była
ona młodą dziewczyną z gór obdarzoną darem jasnowidzenia. Kiedy Maria królowa
Szkotów przybyła na zamek Stirling, przydzielona ją służbie królowej.
Zaraz potem młoda służka miała
doświadczyć wizji, według której jeśli królowa spędzi na zamku siedem nocy to nie doczeka świtu. Dziewczyna pobiegła do królowej i podzieliła się z
nią swymi obawami. Niestety Maria zdecydowała się zostać na zamku mimo
przestrogi. Widząc jednak jak przerażona jest młoda góralka, pozwala jej czuwać
nad swym snem. I tak w nocy gdy królowa dawno już spała, pilnująca jej
dziewczyna ze wszystkich sił usiłowała nie zasnąć. Jednakże, zmęczenie okazało
się zbyt silne i sama zamknęła oczy na chwile. Nagle, w środku nocy coś ją
przebudziło, przerażona zorientowała się, ze komnata pełna jest dymu i płomieni.
Rozpaczliwe próby zbudzenia władczyni spełzły na niczym. Zdesperowana chwyciła
swą królową w ramiona i ostatkiem sil wyciągnęła z komnaty. Tym sposobem
uratowała Marii życie, jednakże straciła własne w wyniku poparzeń. Od tego
czasu nawiedza zamek nadal pragnąc służyć swej królowej.
Według innych Zielona Dama to
duch córki dowódcy zamku, który przyłapawszy ją na romansie z prostym
szeregowcem, skazał nieboraka na śmierć. Zrozpaczone dziewczę nie widząc ratunku
dla swego złamanego serca, rzuciło się z murów zamku. Inni z kolei twierdza iż
Zielona Dama to duch samej Marii królowej Szkotów.
Oprócz Zielonej Damy, na zamku
pojawiają się także Dama Różową oraz Dama Błękitna. Dama Różowa snuje się
smutno po komnatach poszukując duszy ukochanego rycerza który zginął śmiercią
głodową podczas oblężenia zamku w 1304 roku. Inna wersja tej historii powiada, że za życia
nazywała się Mary Witherspoon. Jej duch nie może zaznać spokoju, po tym kiedy
jej doczesne szczątki zostały wykopane przez łupieżców grobów i sprzedane na
uniwersytet do celów badawczych. Według tej legendy, Maria nawiedza mały
cmentarzyk przy kościele usytuowanym zaraz pod zamkiem.
O Damie Błękitnej niewiele
wiadomo, podobno nawiedza zamek gdyż dusza jej nie znalazła ukojenia, po tym
kiedy jej miłość została zdradzona przez ukochanego przez nią króla Jamesa IV.
Zaraz obok nawiedzanego przez
Dame Różową cmentarzyka, znajduje się nieczynny już szpitalik, ufundowany
niegdyś przez polityka, niejakiego Johna Cowane.
Podobno, fortunę zdobył on na
piractwie. Słynął także z ogromnego apetytu na dziewki służebne. Powiadają, ze
co roku o północy wraz pierwszym uderzeniem zegara na wieży Toolbooth figura
Johna Cowane wraca do życia i tanecznym krokiem sunie przez miasto. Niewątpliwie
w poszukiwaniu młodych dziewczyn.
Do szpitalika obok kościoła
wiedze dróżka nazywana Ścieżką Tylną (Back Walk). Na niej właśnie napotkać
można Czarną Dame, ducha zakonnicy, której dusza nawiedza to miejsce czekając
gdy znów połączy się z ukochanym..... księdzem.
Po drugiej stronie ulicy
znajduje się wieża Toolbooth, teraz mieści się tu Ośrodek kultury i sztuki,
niegdyś jednak było to najsurowsze z wiezień w Szkocji.
Stojąc na ulicy i patrząc na
budynek trudno już sobie wyobrazić, ze kiedyś w każdej z cel siedziało po 20
osób, kobiety, dzieci, starcy. Najczęściej bez jedzenia i warunków sanitarnych.
Jeśli popatrzymy w gore to zobaczymy okno pokoiku pod samym dachem. Ten pokoik był
szczególnym miejscem, w nim bowiem spędzali noc ci którzy rankiem mieli zostać
straceni przez powieszenie.
Podobno ostatnim lokatorem
tego niesławnego lokum był niejaki Allan Mair. Allan do wiezienia trafił w wieku lat
86. Zanim jednak wzruszymy się nad losem staruszka, należy dodać że całkiem
zasłużenie. Cale lata znęcał się nad swoją żoną Mary którą bił i zamykał w
kufrze. Pewnego dnia po powrocie do domu odkrył, że Mary wydostała się z kufra.
Pomógł jej w tym sąsiad usłyszawszy przez okno szloch nieboraczki. Zezłoszczony
Allan bierze rozmach i rozbija laska głowę żony. W ten sposób trafił do
wiezienia, jednakże nie od razu na szubienice. Zarządcy tego przybytku
zakładali bowiem, ze z racji podeszłego wieku nie wytrzyma on długo ciężkich
warunków jakie tam panowały. Jakże się przeliczyli. Po 18 miesiącach wycieńczony
lecz wciąż przy życiu Allan Mair zostaje skazany na śmierć przez powieszenie.
Na miejsce egzekucji musiano go zanieść przywiązanego do krzesła gdyż nie był w
stanie iść. I z tymże krzesłem go powieszono. Pomyślał by ktoś że sprawa szybko
pójdzie, jednak nic z tych rzeczy. Trzymał się on bowiem życia z cala
zawziętością wypielęgnowaną przez 86 lat życia. I tak zebrani świadkowie
widzieli jak oczy wychodzą mu z orbit, język puchnie ale śmierć nie nadchodzi.
W pewnym momencie, udało mu się uwolnić z więzów jedna rękę którą zaraz sięga do gardła. Cale zgromadzenie zamarło w przerażeniu, oczekując że zaraz uwolni się z
szubienicy. Widząc co się dzieje kat rzuca się do skazańca i całym ciężarem
zawisa na krześle. Tym sposobem zakończył sprawę. Niestety dla takich jak Allan
Mair na cmentarzu nie było miejsca i pochowano go po schodkami wieży. Tej samej
nocy zaczyna się nawiedzanie wiezienia. Noc w noc straszne hałasy dochodzą z
pustego pokoju na strychu. Światła, które pogaszono na noc, rano obsługa znajduje
pozapalane a drzwi które były porządnie zamknięte, zostają pootwierane. To się
ciągnie całymi latami, aż pewnego zapada decyzja by pusty już budynek, zamienić
w centrum kultury i sztuki. Nie wypadało wiec by doczesne szczątki Allana Mair
dłużej spoczywały pod schodkami. Zostają wiec przeniesione na cmentarzyk
przy starym kościele. Tej nocy straszenie ustało na zawsze. Miejmy nadzieje ze
jego duch już nie powróci.
Ostatnim nawiedzonym miejscem o
którym wspomnę jest dom lorda Henrego Darnley. Tam gdzie niegdyś znajdowały się
stajnie teraz znajduje się popularna kawiarnia "Darnley Coffee House"
którą nawiedza duch żartowniś
.
Nie ma on imienia ani historii
lecz charakteryzuje się poczuciem humoru, lubi bawić się światłami na przemian
to zapalając je to gasząc. Lub też
obracać w kółko garnki na kuchni. Kto wie,
być może radosna natura tego konkretnego ducha bierze się tego, iż zaczął on
(lub ona) karierę ducha w czasach kiedy budynek ten służył za .... dom
uciech!
Spacerując
nocą ulicami miasta, należy pamiętać by ujrzawszy ducha, jak najszybciej odwrócić wzrok. Mówi się, że
kto zjawie spojrzy w oczy świtu nie doczeka.......
ależ różnokolorowe te snujące się Damy :) opowieść Twoja bardzo ciekawa i pięknie dopracowana, w każdym szczególe!
OdpowiedzUsuńDziękuję Elaja :) bardzo się cieszę że Ci się podoba! Te kolorowe damy mnie sama zaskoczyły... Zawsze myślałam że jest tylko dama... Biala Dama a tu wszystkie kolory tęczy :)
UsuńGdzies czytalam, ze w Szkocji nie ma domu bez ducha. Jak tam u Ciebie w mieszkaniu, Kjujewno? Buhahaha....!!!
OdpowiedzUsuńW moim mieszkaniu jest cisza i spokój, żadnych duchów :)
UsuńKiedyś to święto tak ciekawie opisane przez Ciebie nosiło u nas nazwę DZIADY. Nic nie zostalo z tamtejszej tradycji, ni opowieści, ni ciekawych duchów. Zostalo nam tylko święto Wszystkich Świetych.
OdpowiedzUsuńSzkocja ma natomiast duchy, kolorowe, choćby z nazwy Damy, snujace sie po zamkach i ciekawe opowieści, ktore najchetniej sluchałabym siedząc przy cieplym kominku. Do tego jeszcze pieknie nam przekazujesz te opowieści :)))
Witaj Ewo, faktycznie były Dziady, pamiętam lekturę że szkoły podstawowej. Nie pamiętam o czym była... Prawde mówisz, szkoda że tyle pięknych polskich tradycji i legend zaginęło gdzieś w czasie. I lubię to w Szkocji że mają tu kolorowe duchy na zamkach! Ogromnie się cieszę że Ci się podobało :))
UsuńNo i - jak zawsze - wszystko, no, prawie wszystko - z powodu nieszczęśliwej miłości. Szkocja bardzo kojarzy się z duchami. I jeszcze z wichurami, wilgocią, ponurymi zamczyskami. A one też kojarzą się z duchami:)
OdpowiedzUsuńRysuneczek zwiewny i piękny!
Jeśli chodzi o zamki, wichury, wilgoć i najwyraźniej duchy to wygląda na to że tego nam tu nie brak :)
OdpowiedzUsuńTakie chciałam te duszki zwiewne i mało ponure! Słowa uznania przyjmuje z radością :)
Bardzo wciągający wpis... a zdjęcia przyprawiające o dreszcze.. brrrr... a ta fotka z nagrobkami to już w ogóle odlot... dobrze, że końcówka taka kolorowa ;)
OdpowiedzUsuńWitaj Consek :) zdjęcia miały być ponure, no wiesz... Dla klimatu! I naprawdę się cieszę że Cię lektura wciągnęła!
Usuń