niedziela, 30 października 2016

Nawiedzona Szkocja, czyli o duchach w Stirling





Zbliża się wszystkich Świętych albo jak kto woli Halloween.  Geneza Halloween znika w pomroce dziejów, zachowała się jednak do tej pory w postaci cokolwiek skomercjalizowanego święta. 31'szy nie jest dniem wolnym od pracy, jednakże pozostaje, zaraz po Bożym Narodzeniu, najpopularniejszym świętem w Szkocji. Jak wszystkie wielkie święta i to wywodzi się z tradycji pogańskich, w ten dzień  zegnamy lato i witamy zimę. I podobno w tą właśnie noc, granica miedzy światem żywych i umarłych zanika. A duchom, tym dobrym i tym mniej sympatycznym łatwiej jest zawitać do nas w odwiedziny.

 O duchach wspomniałam już wcześniej w poście "Bedzie straszno, czyli odwiedzamy stoliceSzkocji". Teraz pora na  Stirling które, podobnie jak Edinburgh i wiele innych miejsc w Szkocji, jest wypchane duchami.
Kto pamięta Zieloną Damę z zamku Dunnotar? Wspomniałam o niej w poście "Dunnottar castle, czyli Szkocja jaka jestkazdy widzi". Okazuje się, że więcej niż jedna Zielona Dama nawiedza Szkocję. Druga i być może nawet bardziej znana, straszy na zamku w Stirling.
 

 Powiadają że za życia była ona młodą dziewczyną z gór obdarzoną darem jasnowidzenia. Kiedy Maria królowa Szkotów przybyła na zamek Stirling, przydzielona ją służbie królowej.

Zaraz potem młoda służka miała doświadczyć wizji, według której jeśli królowa spędzi na zamku siedem nocy to nie doczeka świtu. Dziewczyna pobiegła do królowej i podzieliła się z nią swymi obawami. Niestety Maria zdecydowała się zostać na zamku mimo przestrogi. Widząc jednak jak przerażona jest młoda góralka, pozwala jej czuwać nad swym snem. I tak w nocy gdy królowa dawno już spała, pilnująca jej dziewczyna ze wszystkich sił usiłowała nie zasnąć. Jednakże, zmęczenie okazało się zbyt silne i sama zamknęła oczy na chwile. Nagle, w środku nocy coś ją przebudziło, przerażona zorientowała się, ze komnata pełna jest dymu i płomieni. Rozpaczliwe próby zbudzenia władczyni spełzły na niczym. Zdesperowana chwyciła swą królową w ramiona i ostatkiem sil wyciągnęła z komnaty. Tym sposobem uratowała Marii życie, jednakże straciła własne w wyniku poparzeń. Od tego czasu nawiedza zamek nadal pragnąc służyć swej królowej.

 
 

Według innych Zielona Dama to duch córki dowódcy zamku, który przyłapawszy ją na romansie z prostym szeregowcem, skazał nieboraka na śmierć. Zrozpaczone dziewczę nie widząc ratunku dla swego złamanego serca, rzuciło się z murów zamku. Inni z kolei twierdza iż Zielona Dama to duch samej Marii królowej Szkotów.
 

Oprócz Zielonej Damy, na zamku pojawiają się także Dama Różową oraz Dama Błękitna. Dama Różowa snuje się smutno po komnatach poszukując duszy ukochanego rycerza który zginął śmiercią głodową podczas oblężenia zamku w 1304 roku. Inna wersja tej historii powiada, że za życia nazywała się Mary Witherspoon. Jej duch nie może zaznać spokoju, po tym kiedy jej doczesne szczątki zostały wykopane przez łupieżców grobów i sprzedane na uniwersytet do celów badawczych. Według tej  legendy, Maria nawiedza mały cmentarzyk przy kościele usytuowanym zaraz pod zamkiem.

O Damie Błękitnej niewiele wiadomo, podobno nawiedza zamek gdyż dusza jej nie znalazła ukojenia, po tym kiedy jej miłość została zdradzona przez ukochanego przez nią króla Jamesa IV.
Zaraz obok nawiedzanego przez Dame Różową cmentarzyka, znajduje się nieczynny już szpitalik, ufundowany niegdyś przez polityka, niejakiego Johna Cowane. 
 

Podobno, fortunę zdobył on na piractwie. Słynął także z ogromnego apetytu na dziewki służebne. Powiadają, ze co roku o północy wraz pierwszym uderzeniem zegara na wieży Toolbooth figura Johna Cowane wraca do życia i tanecznym krokiem sunie przez miasto. Niewątpliwie w poszukiwaniu młodych dziewczyn.

Do szpitalika obok kościoła wiedze dróżka nazywana Ścieżką Tylną (Back Walk). Na niej właśnie napotkać można Czarną Dame, ducha zakonnicy, której dusza nawiedza to miejsce czekając gdy znów połączy się z ukochanym..... księdzem.

Po drugiej stronie ulicy znajduje się wieża Toolbooth, teraz mieści się tu Ośrodek kultury i sztuki, niegdyś jednak było to najsurowsze z wiezień w Szkocji. 

Stojąc na ulicy i patrząc na budynek trudno już sobie wyobrazić, ze kiedyś w każdej z cel siedziało po 20 osób, kobiety, dzieci, starcy. Najczęściej bez jedzenia i warunków sanitarnych. Jeśli popatrzymy w gore to zobaczymy okno pokoiku pod samym dachem. Ten pokoik był szczególnym miejscem, w nim bowiem spędzali noc ci którzy rankiem mieli zostać straceni przez powieszenie.

 

Podobno ostatnim lokatorem tego niesławnego lokum był niejaki Allan Mair. Allan do wiezienia trafił w wieku lat 86. Zanim jednak wzruszymy się nad losem staruszka, należy dodać że całkiem zasłużenie. Cale lata znęcał się nad swoją żoną Mary którą bił i zamykał w kufrze. Pewnego dnia po powrocie do domu odkrył, że Mary wydostała się z kufra. Pomógł jej w tym sąsiad usłyszawszy przez okno szloch nieboraczki. Zezłoszczony Allan bierze rozmach i rozbija laska głowę żony. W ten sposób trafił do wiezienia, jednakże nie od razu na szubienice. Zarządcy tego przybytku zakładali bowiem, ze z racji podeszłego wieku nie wytrzyma on długo ciężkich warunków jakie tam panowały. Jakże się przeliczyli. Po 18 miesiącach wycieńczony lecz wciąż przy życiu Allan Mair zostaje skazany na śmierć przez powieszenie. Na miejsce egzekucji musiano go zanieść przywiązanego do krzesła gdyż nie był w stanie iść. I z tymże krzesłem go powieszono. Pomyślał by ktoś że sprawa szybko pójdzie, jednak nic z tych rzeczy. Trzymał się on bowiem życia z cala zawziętością wypielęgnowaną przez 86 lat życia. I tak zebrani świadkowie widzieli jak oczy wychodzą mu z orbit, język puchnie ale śmierć nie nadchodzi. W pewnym momencie, udało mu się uwolnić z więzów jedna rękę którą zaraz sięga do gardła. Cale zgromadzenie zamarło w przerażeniu, oczekując że zaraz uwolni się z szubienicy. Widząc co się dzieje kat rzuca się do skazańca i całym ciężarem zawisa na krześle. Tym sposobem zakończył sprawę. Niestety dla takich jak Allan Mair na cmentarzu nie było miejsca i pochowano go po schodkami wieży. Tej samej nocy zaczyna się nawiedzanie wiezienia. Noc w noc straszne hałasy dochodzą z pustego pokoju na strychu. Światła, które pogaszono na noc, rano obsługa znajduje pozapalane a drzwi które były porządnie zamknięte, zostają pootwierane. To się ciągnie całymi latami, aż pewnego zapada decyzja by pusty już budynek, zamienić w centrum kultury i sztuki. Nie wypadało wiec by doczesne szczątki Allana Mair dłużej spoczywały pod schodkami. Zostają wiec przeniesione na cmentarzyk przy starym kościele. Tej nocy straszenie ustało na zawsze. Miejmy nadzieje ze jego duch już nie powróci.

Ostatnim nawiedzonym miejscem o którym wspomnę jest dom lorda Henrego Darnley. Tam gdzie niegdyś znajdowały się stajnie teraz znajduje się popularna kawiarnia "Darnley Coffee House" którą nawiedza duch żartowniś.


Nie ma on imienia ani historii lecz charakteryzuje się poczuciem humoru, lubi bawić się światłami na przemian to zapalając je to gasząc. Lub też obracać w kółko garnki na kuchni. Kto wie, być może radosna natura tego konkretnego ducha bierze się tego, iż zaczął on (lub ona)  karierę ducha w czasach kiedy budynek ten służył za .... dom uciech! 

Spacerując nocą ulicami miasta, należy pamiętać by ujrzawszy ducha, jak najszybciej odwrócić wzrok. Mówi się, że kto zjawie spojrzy w oczy świtu nie doczeka.......



10 komentarzy:

  1. ależ różnokolorowe te snujące się Damy :) opowieść Twoja bardzo ciekawa i pięknie dopracowana, w każdym szczególe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Elaja :) bardzo się cieszę że Ci się podoba! Te kolorowe damy mnie sama zaskoczyły... Zawsze myślałam że jest tylko dama... Biala Dama a tu wszystkie kolory tęczy :)

      Usuń
  2. Gdzies czytalam, ze w Szkocji nie ma domu bez ducha. Jak tam u Ciebie w mieszkaniu, Kjujewno? Buhahaha....!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim mieszkaniu jest cisza i spokój, żadnych duchów :)

      Usuń
  3. Kiedyś to święto tak ciekawie opisane przez Ciebie nosiło u nas nazwę DZIADY. Nic nie zostalo z tamtejszej tradycji, ni opowieści, ni ciekawych duchów. Zostalo nam tylko święto Wszystkich Świetych.
    Szkocja ma natomiast duchy, kolorowe, choćby z nazwy Damy, snujace sie po zamkach i ciekawe opowieści, ktore najchetniej sluchałabym siedząc przy cieplym kominku. Do tego jeszcze pieknie nam przekazujesz te opowieści :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Ewo, faktycznie były Dziady, pamiętam lekturę że szkoły podstawowej. Nie pamiętam o czym była... Prawde mówisz, szkoda że tyle pięknych polskich tradycji i legend zaginęło gdzieś w czasie. I lubię to w Szkocji że mają tu kolorowe duchy na zamkach! Ogromnie się cieszę że Ci się podobało :))

      Usuń
  4. No i - jak zawsze - wszystko, no, prawie wszystko - z powodu nieszczęśliwej miłości. Szkocja bardzo kojarzy się z duchami. I jeszcze z wichurami, wilgocią, ponurymi zamczyskami. A one też kojarzą się z duchami:)
    Rysuneczek zwiewny i piękny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli chodzi o zamki, wichury, wilgoć i najwyraźniej duchy to wygląda na to że tego nam tu nie brak :)
    Takie chciałam te duszki zwiewne i mało ponure! Słowa uznania przyjmuje z radością :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo wciągający wpis... a zdjęcia przyprawiające o dreszcze.. brrrr... a ta fotka z nagrobkami to już w ogóle odlot... dobrze, że końcówka taka kolorowa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Consek :) zdjęcia miały być ponure, no wiesz... Dla klimatu! I naprawdę się cieszę że Cię lektura wciągnęła!

      Usuń