niedziela, 20 maja 2018

Legenda Swietego Magnusa oraz w co sila wiary moze zmienic zwykle baraki...


Tradycyjne wyobrażenie Wikinga obejmuje topór, brodę, mięsnie hełmy miecze I kolczugi, oczywiście teraz już wiadomo ze wikingowie byli rożni. Jedni zajmowali się wyprawami łupieckimi, inni uprawa ziemi. No i nie nazywali się Wikingami. O tym wszystkim wiedziałam już wcześniej, jednakże o świętym Wikingu zwanym Magnusem, dowiedziałam się dopiero na Orkadach.
Czy święty Magnus, był faktycznie tak święty jak mówi legenda? Tego nie można naprawdę określić, według wierzeń bowiem Magnus zamiast ruszać w boj z kolegami wikingami wolał zostać na statku i się modlić, a kiedy jego kuzyn Haakon (uprzednio zwabiwszy niecnie w zasadzkę) planował zabicie go, Magnus modlił się o jego dusze. Uprzednio proponował rozwiązania alternatywne, takie jak, jeśli puścisz mnie z życiem to ja obiecuje na zawsze się wynieść z kraju i nigdy nie wracać, lub tez a może zamiast zabijać mnie to byś mnie po prostu wrzucił do lochu na resztę życia? Podobno Haakon  to by się nawet zgodził, ale reszta wikingów oponowała przeciw aktowi łaski i tak zakończyło się życie świętego Magnusa. Po śmierci najpierw został pochowany byle gdzie, ale później jego szczątki zostały przeniesione na Birsay gdzie ponoć zaczęło dziać się cuda, a potem wylądowały w środku kolumny w katedrze Kirkwall (tak zwanej katedrze świętego Magnusa) gdzie pozostają do dnia dzisiejszego.





 


Zaraz obok katedry znajduje pałac biskupi oraz pałac hrabiów (earl po polsku hrabia) Oba bardzo ładne, aczkolwiek w ruinie, z pałacu biskupiego rozciąga się piękna panorama na Kirkwall. 











Podążając śladami wikingów, docieram do maleńkiego (naprawdę maleńkiego) centrum sagi Orkeyinga. Znajduje się ono tuz obok resztek Orphir (kosciol/katedra) oraz jeszcze bardziej marnych resztek BU. Nie, nie próbuje nikogo przestraszyć. Bu to nazwa wielkiej pijalni. Halu pijalnego, gdzie jak sama nazwa wskazuje wikingowie pili. Bez umiaru i do imetu. Hal w czasach swej świetności podobno był ogromny i zapewne wypełniony trunkami po sam dach. Do dnia dzisiejszego przetrwały ruiny i wspomnienia wielkich uczt i pijaństwa, pomieszanych zakładam z jakimiś bitkami a także użyciem toporów w kwestiach rozwiązań sporów. 


Obok Bu znajdują się resztki kościoła. Ponoć Haakon, kuzyn Magnusa, po uśmierceniu świętego kuzyna czuł  wyrzuty sumienia i ruszył do ziemi świętej. Ja bym powiedziała, ze raczej usłyszał gdzieś ile złota można z takich wypraw przywieść, ale przecież nie będę kłócić się z legendą. A po powrocie zainspirowany tamtejsza architektura, nakazał budowę Orphira. Przetrwał ten zabytek stulecia, po czy został rozebrany na budowę kościoła protestacyjnego, który już nie istnieje.



Po drodze (aczkolwiek dosc daleko) do kolejnego zabytku o którym już za chwile, znajduje się malutkie muzeum. Znajdziemy w nim pamiątki z wielu lat historii Orkadow. Miedzy innymi niezwykła (jak dla mnie) wystawe kamieni połszlachetnych. Przekonałam się bowiem na własne oczy ze kamienia połszlachetna widziane oczami człowieka a widziane oczami stworzeń obdarowanych zdolnością widzenia w ultrafiolecie to zupełnie inne kamienie. 









W tym samym muzeum znaleźć można różnorakie starocie które przetrwały po dzień dzisiejszy, na przykład pralka z wirówka. Ostrzałka do nowy i nożyczek. Oraz box bed (łozko pudło) specjalne lóżko, w takich lóżkach działo się życie Orkadów. Cale rodziny spały w nich razem na tak zwanej kupie, czasem zony rodziły obok smacznie śpiących mężów i dzieci.






Ostatnie czym chciałbym się podzielić to wizyta w Kaplicy Włoskiej. Kaplica, jak na kaplice jest bardzo nietypowa. 


Po pierwsze została przerobiona z typowych wojskowych baraków na kaplice, a przez baraki mam na myśli te metalowe, tunelopodobne konstrukcje z metalu. W skrócie, jeńcy Włoscy przetransportowani na Orkady by pracować przy budowie bariery Churchila (była  konieczna niestety, po tym jak niemiecka lodź podwodna się przemknęła nocą i zbombardowała wielki okręt wojenny Królewski Dąb (Royal Oak) zginelo 833 ludzi z załogi liczącej 1.400 osób. 

Włoscy jeńcy, oprócz pracy przy barierze, zajmowali się tez upiększaniem terenu, posadzili kwiatki (sami z siebie) zrobili dróżki w obozie a najbardziej kreatywny z nich niejaki Domenico Chiocchetti zrobił posag świętego Jerzego z drutu i cementu.

Jednej rzeczy brakowało wierzącym Włochom, kaplicy. Zarządca obozu i kapelan, zorganizowali jakoś dwie takie chaty/baraki z blachy, które połączone w całość miało stanowić pól szkole a poł kaplice. Włosi uszczęśliwi zaraz zabrali się do roboty, wcześniej już wspomniany Domenico, oraz jego pomocnicy, Buttapasta (praca w cemencie) Palumbi (kowal), Primavera oraz Micheloni (elektryka) i wielu innych. Kiedy chłopaki skończyli swoja (kapliczna) polowe budowli, okazało się ze jest tak cudna ze reszta zbyt bardzo odstaje od reszty, dostali wiec pozwolenie na dokończenie pracy. Kaplica wzniesiona z miłości i oddania przetrwała lata lecz od kiedy włoska ekipa została zwolniona do domu popadała w ruinę. Dzięki filmowi dokumentarnemu BBC o kaplicy coraz więcej turystów napływało do tego miejsca i dzięki tym funduszom kaplica została uratowana i do dziś można ja podziwiać.









Po krótkim raczej pobycie, bo byłam tylko kilka dni na Orkadach zegnam się z główna wyspa. Przeprawa jest znacznie mniej przyjemna niż bym sobie tego życzyła. Zielona na twarzy podziwiam tak zwanego Staruszka z Hoy, jest to stara (podobno około 250 lat) formacja skalna przy wyspie. Mam nadzieje kiedyś wrócić na Orkady i zwiedzić mniejsze wysepki. 












sobota, 5 maja 2018

Osada w Gurness, czyli sladami przodkow


Przedostatni wpis o Orkadach.... Tak to często w życiu bywa ze to na co szykujemy się najbardziej nie jest tym co nas najbardziej zachwyci. Co prawda Skara Brae, dzięki której w ogóle wybrałam się na Orkady jest miejscem niezwykłym i wartym odwiedzenia to jednak inne odkrycie archeologiczne zachwyciło mnie znacznie bardziej, czyli The brochs of Gurness ale po kolei.

Gurness znajdowało się po drugiej stronie wyspy niż Stromness, czyli gdzie się zatrzymaliśmy. Trzeba było wiec wsiąść w samochód i jechać…… jakieś poł godziny, no tak, ta wyspa naprawdę nie jest aż tak duża. Postanowiliśmy wiec zatrzymać się w Birsay, 20 min drogi od Stromness, gdzie miały znajdować się szczątki pałacu. Pałac należał kiedyś do Earla Roberta który oraz jego syn Patryk  zasłynęli, mniej lub bardziej zasłużenie, jako krwawi tyrani, w historii Orkadów. Robert miał przyrodnia bardzo sławna siostrę, Marie, królowa Szkotów, która przyznała mu wyspy Orkady  i uczyniła go księciem na Orkadach, ot tak z siostrzanej miłości. Każdy kto oglądał jakikolwiek film o Elżbiecie I, musiał słyszeć o Marii, wiec się o niej rozpisywać nie będę. Dość powiedzieć ze przyznanie Orkadów Robertowi nie było do końca legalne. Tym bardziej ze kiedy jego przyrodnia siostra wyszła za mąż za Hrabiego Brothney to jemu przyznała władze nad Orkadami. Tak czy inaczej książę/hrabia Robert sobie jakoś z ta sytuacja poradził oraz wybudował elegancki pałacyk w Birsay. Pałacyk nie przetrwał długo, ale podobno był uroczy. Po dzień dzisiejszy można podziwiać tam malowniczo położone ruiny.





Po przejściu przez ulice, właściwie to uliczkę, nie ma tam prawie żadnego ruchu, widać mały kościołek. Właściwie nic szczególnego, ale czemu by nie przyjrzeć mu się bliżej.

Okazuje się ze malutki kościołek podobno został wybudowany na miejscu znacznie starszego i jest miejscem kultu od ponad 900 lat. Podobno został wymieniony nawet w słynnej Orkneyinga Saga.
Według legendy szczątki świętego Magnusa zostały tu przetransportowane po jego śmierci. Niedługo potem, świadkowie zaczęli opowiadać o niebiańskich światłach oraz nieziemskim zapachu nad jego mogiła. Oczywiście zapoczątkowało to pielgrzymki, cuda i uzdrowienia a co za tym idzie zwykly Magnus został obwołany świętym. 20 lat po jego śmierci wykopano z ziemi jego szczątki i przeniesiono je do Katedry w Kirkwall.

Zaraz za kościołkiem, znajduje się plaża. A za plaża wysepka, na wysepce znajdują się pozostałości osady wikingów, ale tam już nie dotarłam. 




Ruszyłam wzdłuż wybrzeża i tak znalazłam się w Gurness. Broch oznacza budowle z epoki kamienia łupanego, w kształcie wiezy. Aczkolwiek, opis ten jest z cala pewnością właściwy to jednak nie oddaje w całości tego co odkryłam kiedy dotarliśmy do Broch of Gurness. Z daleka nie prezentuje się zbyt interesująco, po zaparkowaniu na malutkim parkingu trzeba nabyć bilety w sklepie, obsługiwanym przez (kiedy tam błam) przesympatycznego człowieka który o swoim Broch mógłby mówić godzinami. Widać było ze ten człowiek kocha archeologię i wykopalisko którym się opiekuje. Bardzo milo spotkać takich ludzi.

Pozostałości osady z Gurness, odkryte zostały przez poetę i antykwariusza Roberta Rendalla, kiedy pewnego pięknego dnia siedział sobie na trawie i szkicował. W pewnym momencie jego noga ugrzęzła w jakimś dołku, by ja wydobyć musiał wygrzebać trochę trawy, okazało się ze pod trawa znajdują się schody prowadzące do wnętrza kopca. 
Wykopalisko datuje sie na 200 czy 100 lat p.n.e. Tak jak w przypadku Scara Brae piasek i ziemia przykryly budowle i zachowaly je az do naszych czasow. 







Sama z siebie zachwyciłam się tym ze pomiędzy kamieniami i resztkami budowli można było chodzić, a wet wspinać na kamienie. Przyznaje ze dzięki temu można się lepiej wczuć w atmosferę tego miejsca. Przejść sie starożytnymi drogami, śladami naszych przodków