sobota, 13 maja 2017

Aberdour, zamek w ktorym nic sie nie dzialo


Niemal każdy zamek w Szkocji, szczyci się tym ze coś się w nim działo. A to odwiedzała go Maria królowa szkotów, a to był zniszczony do imentu przez wrogie klany a ponadto gdzieś u zarania dziejów wybudowany na terenach piktyjskich.
Jeśli chodzi o Aberdour, to nic z tych rzeczy. Jest to bardzo pokojowy, jednocześnie będąc jednym z najstarszych z zamków w Szkocji.
Wybudowany w XII wieku dla rodziny de Mortimer, zamek Aberdour spełniał wszelkie warunki obronne, jakie szanujący się zamek spełniać powinien.  Niedługo potem bo już w XIV wieku zamek został podarowany za zasługi Thomasowi Randolphowi przez króla Roberta I'go. Czemu rodzina Mortimerow juz go nie potrzebowała, to nie wiem. Możne po prostu znaleźli się po nie właściwej stronie barykady? Jednak Thomas najwyraźniej, kolejnego zamku również nie potrzebował, bowiem ofiarował go sir Williamowi Douglasowi któremu świeżo nabyty zamek bardzo się spodobał i zostaje w rodzinie Douglasów przez długie lata.
 
 

Po  raz pierwszy odwiedzam Aberdour w 2009 roku z koleżanka. Tak się akurat złożyło ze samego zamku odwiedzić nie możemy, trwają tam bowiem wtedy prace remontowe. Zwiedzamy za to ogrody oraz malutki  kościołek który położony jest tuz za murkiem. W ogrodzie przy zamkowym widzimy wiele kwiatów w tym maki giganty. Reka mojej koleżanki usytuowana dokładnie przy makach pokazuje jak duże urosły.

 

Lata później ruszam do Aberdour, uzbrojona w lepszy aparat, motywowana potrzeba zobaczenia zamku świeżym okiem i zrobienia tak zwanych "porządnych zdjęć". Do zamku wiedzie dróżka na której mieści się jedynie jedno auto naraz. Trochę mnie takie drogi stresują, bowiem nie mam chęci być ta osoba która cala drogę wycofuje auto żeby kogoś przepuścić, ale tym razem udaje mi się przemknąć bez problemu.
Parkuje pod zamkiem gdzie wita mnie od razu cudowna Szkocka ufność. Niestety jest jej w naszych okolicach coraz mniej, szczególnie w dużych miastach. Jednakże tu na prowincji wciąż zdarzają się miejsca gdzie, jak w Aberdour, wita mnie tabliczka, ze kasa biletów jest chwilowo nie czynna. Zaprasza się gości do zwiedzenia zamku, a następnie zapłaty przy wyjściu!
Dla wielu była by to zachęta do ulotnienia się bez płacenia. Ja mam swoja kartę członkowską Historic Scotland, zapłaciłam wiec za cały rok z góry, ale i tak dopilnuje by swoja kartę zaprezentować przed opuszczeniem terenów zamkowych.
Ruszam wiec na zwiedzanie, z jakiegoś powodu wchodzę do zamku przez mala stajnie, która, jak na stajnie,  wygląda dość  przytulnie.

Po czym wspinam się po schodach na gore i odkrywam wnętrza wyremontowanej części zamku. Jest to ta nowsza cześć, którą dobudowano po tym kiedy stary zamek został poważnie uszkodzony w płomieniach i nigdy nie odbudowany.
 
 
 
Następnie ruszam do starszej części zamku po której zostały już tylko ruiny.
 
 
 
 


Zaraz po wyjściu na ogrody widać pięknie wystrzyżone zielone trawniki oraz rozlegle ogrody a także, gołębnik wybudowany w ksztalcie ula.

 
 
 
Jeśli ktoś pomyślał, jak to było ładnie ze strony jaśnie państwa lordostwa hodować gołębie, to się myli. Gołębie te hodowano na mięso, nie z powodu miłości do ptaków.

Poniższy tekst jest bardzo luźnym tłumaczeniem z książki Lizy Pickard o życiu w Elżbietańskim Londynie. Jakkolwiek Londyn jest daleko od Aberdour i Szkocji to zajadanie się wszelkiego rodzaju ptactwem było powszechnie praktykowane na Wyspie.

Thomas Nashe i jego opinia na temat jadania bogaczy w elżbietańskiej Anglii:
"Jadamy tu więcej mięsa w czasie jednego posiłku niż Hiszpanie czy Włosi przez cały miesiąc.... oni wypełniają swoje dania warzywami a my drobiem i innym ptactwem, musztarda z Chin czy innymi zadziwiającymi sosami"
Zanim podano obiad jako przystawki podawano (miedzy innymi) rzodkiewki, które głodni goście maczali w soli i chrupali na poprawę apetytu.

Przykładowe pierwsze danie:
Garniec rosołu, gotowane lub duszone mięso,  kurczaki i bekon, solona wieprzowina, ges, wieprzowina, wołowina, cielęcina. Wszystko w sosach z dodatkiem stosownych warzyw.

Przykładowe drugie danie:
Pieczona jagnięcina, pieczone kapłony, pieczone króliki, pieczona kura, pieczona dziczyzna.

A jeśli goście nadal byli głodni to mogli się pożywić na deser:
Przepiórką, słowikami, jeleniem w cieście, oraz słodyczami, owocami i serami.

Tak jadali bogaci kiedy przyjmowali gości, klasy średnie najpewniej miały jakieś mięso na obiad oraz jakieś owoce na deser, biedni jedli co udało im się zjeść. Jeśli chodzi o maniery przy obiedzie, to należało przede wszystkim umyć ręce. Głównym powodem ku temu był fakt ze rzadko kiedy używano wtedy noża i widelca, wszystko było brane w ręce, chyba nie chcielibyśmy by ktoś kto właśnie wrócił z wygódki (zapomnijmy o papierze toaletowym i bieżącej wodzie) podał nam ociekający sosem kawałek wołowiny....?

Po swojej pierwszej wyprawie pamiętałam ze zaraz za murkiem znajduje się kościołek, nie tylko jednak niedobory maków w ogródku sugerują zmiany jakie nastały przez lata. Furta która możną było dostać się z terenu zamku, bezpośrednio do kościołka, jest teraz zamknięta na klucz.
Nie mniej, nadal można się tam dostać, tyle ze okrężną droga, przez ogród oraz ścieżkę dookoła muru.

 
w 1700 roku w skutek śmierci proboszcza oraz wymuszenia przez aktualnego pana na zamku nowego na jego miejsce, miejscowa ludność zgodnie zaprotestowała wybierając jako miejsce kultu inne okoliczne kościoły. I kościółek St. Fillian popadł w ruinę. Upadający budyneczek był sola w oku,  jaśnie pani zamieszkującej Aberdour. Jedni utrzymują ze stal na drodze jej zamiłowań myśliwskich inni ze przeszkadzała jej koncepcja plebsu, potencjalnie zbierającego się tak blisko od jej domu. Tak czy inaczej, postanowiła się go pozbyć i planowała zrównanie, tego co z kościoła zostało z ziemia. Szczęśliwie, plany te spaliły na panewce, a odbudowany budynek kościołka można zwiedzać po dziś.