niedziela, 11 stycznia 2015

Arachne i inne stworki









Arachne, z greckiej mitologii, piekna ksiezniczka ktora bedac niezwykle biegla w sztuce tkackiej wyzwala na pojedynek dziergania boginie Atene. Bogini utkala piekny gobelin ukazujacy potege bogow oraz kary jakie napotykaja krnabrne ksiezniczki za stawanie sie boginom. Arachne natomiast niewrazliwa na aluzje utkala gobelin rownie piekny lecz ukazujacy bogow w pozach frywolnych i milo spedajacych czas ze smierteliczkami. Bogini sie bardzo zirytowala i stracila zimna krew, chwycila za czolno tkackie i zaczela nim okladac dziewczyne. Ksiezniczka pod ciezarem razow, uswiadomiwszy sobie swoj niecny postepek powiesila sie, a bogini ochlonawszy z gniewu, doszla do wniosku ze chyba przesadzila z reakcja i przywrocila dziewcze do zycia. Wykazujac sie przy tym czarnym poczuciem humoru, nadala jej postac pajaka i skazala na wieczne tkanie. Jaki z tego moral? Nie zadzieraj z szefostwem bo nawet jak masz racje to i tak nic nie wskorasz.

Tak czy inaczej, od kiedy pamietam pajaki budzily we mnie odczucia raczej niechetne, moja najlagodniejsza reakcja na widok pajaka to:






Oczywiscie przy akompaniamecie stosownych odglosow przeraznia. Dzieckiem bedac odmawialam wejscia do pokoju o ktorym wiedzialam, ze w srodku znajduje sie pajak. Czemu pajaki budza w czlowieku (glownie kobietach, lecz spotkalam sie rowniez z mezczyznami obawiajacymi sie pajaka) to tak naprawde nie wiem. Gdzies tam w cieplych krajach gdzie zyja „pajaczki jak zajaczki” jest to bardziej zrozumiale. Tutaj pajaczek jest nie wielki, wiekszosc ktore dotad widzialam byly mniejsze od tych w Polsce, ale moze po prostu mialam szczescie. Kolega z pracy twierdzi, ze pajak budzi w nas przerazenie poniewaz jest taki „obcy” za duzo nog i moze poruszac sie w dowolnym kierunku.... Nie wiem naprawde.
Ktoregos razu podjelam probe opanowania swojego leku. Odbylo sie to w sposob nie planowany, kiedy z kolezanka pojechalysmy do Motylkowa pod Dalkeith. Motylkowo tak naprawde nazywa sie Butterfly World i za oplata mozna napawac sie towarzystwem prawie wolno (calkiem wolno to by bylo w krajach z ktorych orginalnie pochodza)  latajacych motyli. Oprocz motyli mozna tez napawac sie towarzystwem wezy, patyczkow, skorpionow, gigatycznego kopca mrowek oraz wielkich pajakow. Szczesliwie cale to towarzystwo nie porusze sie juz wolno. Co jakis czas (nie pamietam juz czy raz czy dwa razy dziennie) organizowany jest pokaz, kiedy pod scislym nadzorem mozna zapoznac sie blizej z roznymi zyjatkami. Postanowilam zapoznac sie z Tarantula. Juz na dziendobry zdziwilo mnie to ze Tarantuli nie wolno nam bylo podniesc do gory (nie zebym bardzo chciala) poniewaz nozki ma tak delikatnej budowy, ze gdyby upadla to polamala by sobie wszystkie odnoza. Ponoc kadlubek nie jest juz tak delikatny i zeby zabic pajaka na przyklad w Australii to przeba sie zdrowo przylozyc.  Poza tym nie wolno nam bylo wykonywac gwaltownych ruchow, poniewaz wystraszona Tarantula (podobno) wystrzeliwuje mikro wloski ktore jak sie dostana pod skore to wsciekle swedza i nie da sie ich usunac.
Tak wiec ja oraz reszta mniej lub bardziej sparalizowanych strachem ochotnikow, ustawila sie w rzadku przy stolikach przed ktorymi odbywala sie prezentacja. Wystawlilismy raczki przed siebie, polozone na plasko na blatach stolow grzbietem na dol i Tarantula przewedrowala sobie po wszystkich dloniach po kolei. Bedac w stanie szoku pamietam tylko tyle, ze byla bardzo lekka.
Tutaj Olga moze mnie wspomoc swoimi wspomnieniami poniewaz w raczej cieplawej Australii zapewne zmagala sie z nie jednym porzadnie wypasionym pajakiem!
Czy „terapia” pomogla? Mysle ze tak. Co prawda nadal moj pierwszy odruch na widok pajaka to bezdech i paniczna chec ucieczki ale potem przypominam sobie jaka duza byla Tarantula w Motylkowie i pajak miejscowy jest juz mniej przerazajcy. Pozostaje wiec tylko zapakowac go w puste pudelko od zapalek wniesc delikwenta na dwor i czekac az wroci ............ ;)






sobota, 10 stycznia 2015

Latajace kosze na smieci, czyli porywy wiatru w Szkocji








 Od czwartku w nocy Szkocja zmagala sie z huraganem. Wiedzac ze sztorm sie zbliza (z radia) po powrocie z pracy kazdy z moich smietnikow zostal zaopatrzony w cegle, mozliwie ciezka, zeby zapobiec ich swobodnym lotom dookola miesciny.

Jakkolwiek porywiste wiatry budzily mnie juz wczesniej w srodku nocy to takiej wichury jeszcze tu nie doswiadczylam. W nocy z czwartku na piatek wstawalam kilka razy tylko po to zeby sprawdzic czy wszystkie okna i drzwi mam jeszcze w calosci. Wiatr uderzal w dom z taka sila, ze mialam wrazenie iz za chwile wpadnie do mieszkania i nas wyssie na zewnatrz. Kolo 2’giej w nocy uslyszalam DUMP a za pare minut, wizzzzzzzzzz LUP! 
Wyrwana ze snu ruszylam do okna zeby sprawdzic co sie dzieje. W ciemnosciach egipskich nic nie zobaczylam i uspokojona (mniej wiecej) wrocilam do lozka. Nastepnego dnia rano odkrylam, ze DUMP oznaczalo spadniecie cegly z ostaniego w rzedzie smietnika a WIZZZZ LUP ladowanie tegoz smietnika na scianie domu. Obudzilo to rowniez sasiadke, ktora mieszkajac pietro nizej przejela sie bardziej niz ja i w obawie przed dalszymi popisami lotniczymi niesfornego pudla zaopatrzyla go w sznurek. 






















Tymczasem w nocy, kiedy przeracalam sie niespokojnie z boku na bok usilujac zasnac pomimo wscieklego wiatru, co chwila fundujacego mi atrakcje dzwiekowe (kolejne LUP oznaczalo ze pare dachowek zostalo straconych z dachu, co rowniez odkrylam rano) zaczelam analizowac co slysze. A sluchac bylo czego.
Po pierwsze wizzzzzzzzzzzz to sie rzucalo na pierwszy plan ucha, oraz ZUUUUUM! Kiedy wiatr ladowal na oknie, tudziez na drzwiach. Bylo tez ZZZZIIIIIIIIIIIIIIIIII kiedy przedzieral sie przez szpare w drzwiach. Oraz SZZZZZUUUUUUU w koronach drzew, ale co mnie kompletnie rozstrajalo, to nieustanne jakby wizuuuuuuuuuu w tle. Dzwiek byl cichszy niz reszta, dopiero po pozadnym wsluchaniu sie we wszystkie inne zdolalam go wychwycic. W przeciwienstwie do reszty ten byl ciagly, brzmial jak wsciekla rzeka wiatru. I ten wlasnie dzwiek, nie wiem czemu moze z powodu jego czestotliwosci, powodowal ze wlosy mi deba stawaly. Bylo w nim cos nie ugietego, cos pierwotnego, taka sila ktora przed niczym sie nie zatrzyma, nieugnie i zniszczy wszystko na swojej drodze.






sobota, 3 stycznia 2015

Zielono mi od pietruszki



Sztorm sie w koncu uspokoil po tym jak pogoda popsula sie 31’go po poludniu i zywioly szalaly dwa dni. Dzisiaj po raz pierwszy w nowym roku widze rzeke a nawet gorki po drugiej stronie. Jego Puchatosc bryka po dworzu, a ja od rana zafundowalam sobie soczek z natki pietruszki, wlaczylam pranie i ciesze sie spokojem sobotnim.
Soczek z natki od pietruszki to u mnie hit sezonu n nowym roku. Gwoli wyjasnienia, nie znosze zieleniny w jedzeniu, ile to sie moja mama nameczyla by dziecko zdrowo zywic to przechodzi ludzkie pojecie. Kazde podane danie bylo uwaznie przebadane na obecnosc „zielonego”.
Nie dalo sie schowac, przemycic, ukryc pod lub w kotlecie. Kazda ilosc zielonego byla natychmiast wykrywana i przy akompaniamencie glosnych protestow nastepowalo energiczne usuwanie elementow nie chcianych z talerza.
Byc moze do mojej awersji na zielone dolozylo sie przedszkole, gdzie panie przedszkolanki postanowily zlamac moja niechec. W modzie wtedy byl szpinak, nie taki jak sie tu podaje w lisciach i pokropiony smacznym sosem salatkowym, tylko w postaci gestej breji bez smaku za to o zapachu starych skarpet. Doskonale pamietam ten piekny dzien, kiedy powiedziano mi ze nie wstane od stolu jesli nie zjem calego szpinaku. Wszystkie dzieci dawno juz poszly sie bawic, tylko ja siedzialam i suto zraszajac kazda lyzke lzami usilowalam TO zjesc. W koncu, udalo mi sie ostatni kawlek szpinaku przecisnac przez gardlo. Pani przedszkolanka wziela odemnie pusty talez i mowi -no widzisz a jednak dalo sie zjesc! 
Wstalm od stolu, ruszylam do drzwi  i tu system sie zalamal bowiem puscilam gigantycznego ZIELONEGO pawia na pol pokoju...... chyba nie musze dodawac ze wiecej nie probowano mnie zmusic bym zjadla caly szpinak.
Dlatego tez, znajac moja awersje do zieleni innej niz ta za oknem, sama jestem w szoku ze takowy sok wypijam. Fakt faktem, w soku oprocz pietruszki jest tez jabluszko a dzisiaj to bylo takze i kiwi, wiec w sumie pyszka! Bomba witaminowa, samo zdrowie w szkalnce a jak ponetnie wyglada! 












czwartek, 1 stycznia 2015

Pierwszy wpis w nowym roku

Dzis w mieszkanku moim czuje sie troche jak w oku cyklonu, dookola swiat oszalal, ulewny deszcz i porywisty wiatr szarpiac za drzwi i okna, usiluja sie wedrzec do srodka, a my tu z kotem kulimy sie pod kocem, w ciepelku i spokoju pierwszego dnia roku.

Postanowien noworocznych nie mam, nie do konca wierze w to cale "nowy rok, nowa ja". Nawet wiedzac, ze z numerologicznego punktu widzenia, nowy rok przyniesie nowe wyzwania to nadal ta sama stara "ja" bedzie probowac sobie z nimi radzic. Juz sie zreszta w kolejce ustawiaja, rozmaite sprawy do zalatwienia i problemy, podskakuja niecierpliwie i machajac lapkami w powietrzu, usiluja zwrocic na siebie moja uwage. Ja! Ja! Wybierz mnie! Ja pierwszy! To na mnie popatrz! Tak do mnie wolaja pisklywymi glosikami. A ja odpowiadam, nie dzisiaj! Spokoj w szeregach, dzisiaj jest dzien lenia, dzien kiedy wszystko zatrzymalo sie na chwile, by od jutra z lomotem i zgrzytem koleczek zebatych pelna para ruszyc od nowa. Cala ta zwariowana kolejka gorska, potocznie zwana zyciem, od jutra znow ruszy z miejsca i bedzie mnie niesc, przez wzloty i upadki nowego roku..... ale to jutro.

A dzisiaj, napawam sie spokojem. Kolorowe swiatelka na choince mrugaja, kot spi, boiler szumi a za oknem wichura szaleje w dzikim tancu z koronami drzew.

Wszystkiego co najlepsze i najfajniejsze na nowy 2015 :)