Nie tak dawno koleżanka wrzuciła na FB post z bloga
Zielonyzagonek, z którego
dowiedziałam sie,
ze komercyjnie stosowane tusze do rzęs wcale nam nie sluza. Wypełnione metalami ciężkimi osłabiają rzęsy i doprowadzają do ich wypadania. W poście podany był przepis na tusz do rzęs domowej roboty.
Przepis okazał sie
niezwykle prosty. Do produkcji potrzebne było zółtko, węgiel leczniczy oraz kropla oleju lawendowego.
Buchając
entuzjazmem ruszyłam do
apteki w szlachetnej misji ratowania powiek przed wylysieniem. Niestety czy to
mój opis
upragnionego produktu nie był wystarczajaco
precyzyjny, czy tez na Wyspie nie używa sie na codzień węgla leczniczego, dośc ze w efekcie moich popisów krasomówczych, niezwyle uprzejmy
pan poinformował mnie,
ze takowego produktu na składzie
nie ma, może
sprowadzić za £19 za gram. Dziekuje
uprzejmie.
Szcześliwie funfela przebywała akurat w kraju, zwróciłam sie wiec do niej z prośba o dostarczenie
kluczowego elementu do produkcji tuszu. Kiedy upragniony środek znalazł sie w końcu w moim posiadaniu radośnie wsypałam zawartość dwóch kapsułek wegla do żółtka, wymieszałam, dodałam oleju migdałowego i przy pomocy wykałaczki z Lidla nałożyłam na rzęsy. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Czarna breja pięknie zaschnięta na rzęsach dawała efekt do złudzenia przypominający normalny tusz do rzęs. Produkt okazał sie być trwały a jedynym minusem jest
to ze nowy trzeba dorabiać bo sie psuje ;)
Niezwykle z siebie dumna zaczęłam
dalej wgryzać sie w
świat
kosmetyki naturalnej i tak trafiłam do
odpowiednika kosmetycznego raju na ziemi, czyli sklepu firmy Lush.
Od pierwszej chwili gdy
przystąpiłam próg otoczyły mnie zapachy.
Powietrze w pomieszczeniu jest od nich gęste i ich natezenie wywołuje lekki zawrót głowy. Rozglądam sie dookoła szukając na polkach czegoś co mogłabym zidentyfikować, jednak bez rezultatu. Otacza mnie feeria
kolorów i różnorakich kształtów. Zlokalizowawalam wzrokiem coś co przypominało kącik z perfumami. Staje przed skromna półeczka i omiatam wzrokiem
ustawione tam flakoniki. Jak na sklep umieszczony na jednej z najdroższych ulic w Edinburgh flakoniki prezentują sie wyjątkowo skromnie. Żadnych wymyślnych kształtów czy kolorów, po prostu zwykła kwadratowa buteleczka z papierowa
naklejka. Nazwy na flakonikach dają do myślenia, od perfum o
nazwie Brud, czy Rozklad i Smierć po Słońce czy Karmę. Nie będąc całkiem
przekonana czy naprawdę chce
pachnieć jak
Brud, sięgam po
Karmę.
Wychodzę z założenia ze jeśli będzie zle pachniała, to taka widać jest moja karma.
Ostroznie psikam trochę na rękę, zapach ktory sie dobywa z buteleczki
jest bardzo intensywny i przywodzi na myśl szalone lata 60 te, dzieci kwiaty, kadzidełka i patchouli.
Troszeczkę już uspokojona, ze moja
karma, aczkolwiek niewątpliwie
zakręcona to
jednak jest ok, siegam po kolejny zapach o nazwie Vaniliary. Zakładając ze nic co pachnie jak wanilia
nie może być przykre dla nosa, psiknelam i natychmiast znalazłam sie w zapachowym
niebie. Otacza mnie chmura woni która
przywodzi na myśl słońce, ciepło i radość tego typu która odczuwamy na wakacjach w
luksusowym kurorcie za które nie będziemy
płacić. Popatrzyłam z niedowierzaniem na niepozorna
buteleczkę jak
to możliwe
ze kryje ona w sobie taki cud? Ruszam dalej. Obok półeczki z perfumami były wyeksponowane cienie do powiek, wyglądające intrygujaco w malutkich buteleczkach. Żaden z cieni nie jest w
postaci pudrowej jak w innych sklepach i większość z nich ma przedziwne kolory wściekły niebieski czy pomarańczowy czy żółty. Cała cześć makijażowa przypomina raczej stoisko w średniowiecznej aptece. Podchodzi do mnie jedna z kilkunastu
osób z
obsługi i
pyta czy potrzebuje pomocy. Pytam o krem do rak, ależ oczywiście mamy takie! Prowadza mnie przed inna
polke gdzie zaprezentowany mi zostaje pojemniczek z czarnego plastiku. Osoba która mi asystuje przy
zakupie zalewa mnie potokiem słów
objaśniających jakie to cudowane właściwości ma ten krem. Nauczona wieloletnim doświadczeniem z rożnymi produktami cud,
przyjmuje te rekomendacje z odrobina niedowierzania.Jak sie potem okazuje kompletnie nieuzasadniona.
Pokazane mi zostaje
jeszcze kilka innych produktów do
pielęgnacji
ciała.
Wszystkie w jednakowych, nawet można powiedziec nudnych, czarnych
pojemniczkach. Przyzwyczajona, ze pojemniki na krem maja przyciągać uwagę klienta a nie służyć tylko
za opakowanie do utrzymania kremu w środku, z
pewna rezerwa patrzę na
prezentowane mi produkty. Osoba z obsługi podtyka mi pod nos tester kremu do twarzy
ktory pachnie jak..... zielsko. Po ponad tygodniu uzywania
tego produktu stwierdzilam ze jest genialny. Moja dotad wysuszona na wior skora na twarzy, ktorej zaden inny produkt jak dotad nie pomagal, odzywa pod wplywem tego kremu.
Coraz to bardziej
zaciekawiona prosze o informacje o szamponach i zostaje zaprowadzona do
kolejnej polki gdzie w stosach lezą produkty
w żadnym
razie szamponu nie przypominające. Po krotkim wywiadzie
dotyczącym
moich włosow
wręczono
mi owalna kosteczkę czegoś wściekłe różowego
co pachniało
absolutnie cudownie.
Mój mózg już w tym momencie całkowicie rozmiękczony przez atakujące go zewsząd wonie i kolory,
odmawia wykonywania dalszych prosecow myślowych. Stoję wiec i patrze z ogromnym zainteresowaniem na
prezentacje jak uzywac, kosteczki szamponowej. Następnie bomby zapachowej do kąpieli po czym batonu do
kąpieli,
ktory od bomby rożni sie
tym ze wytwarza pianę. Na
koniec zaprezentowane mi zostało użycie czegoś co wyglądało jak plastelina a okazało sie być produktem uniewersalnym,
czyli żelem
pod prysznic, szamponem, batonem do kąpieli i mydłem.
Tego co jest dostępne w sklepie i jak
zorganizowana jest firma Lush nie da sie krótko opisać. Lush to Firma angielska która używa tylko naturalnych składników, Żaden z tych kosmetyków nie był testowany na zwierzętach a wszystkie zioła i olejki pochodzą tylko od dostawców którzy nie wykorzystują taniej siły roboczej (fair trade). Te nudne czarne
pudełeczka,
wykonane zostały z
plastiku w 100% z odzysku, a żeby
zachęcić klienta do dalszego
przetwarzania tego materiału za
każde 5
pudełeczek
przyniesionych spowrotem do sklepu oferuja maseczkę do twarzy za darmo. Na każdym pojemniczku jest malutka graficzna
podobizna osoby która je
wykonała.
Krem do twarzy pachnący
zielskiem upiększa
podobizna chłopaka
o imieniu Ben. W sklepie oprócz
wszystkich cudowności
znaleść można tez produkty których dochód całkowity ze sprzedaży przeznaczony jest na cele charytatywne.
Wychodząc ze sklepu miałam w torbie wściekłe różowa kostkę do mycia włosów która
zapachnila mi łazienkę różami, pachnący zielskiem krem do twarzy, a także dwie kule do kąpieli, taka ze sprzedaży której cały dochód idzie na walkę z krwawymi sportami jak
walki byków oraz "Smocze jajo". Na zdjeciu charytatywna kula kapielowa.
Takie kule daja multum frajdy w kąpieli, jest ich w sklepie sporo i każda ma inne właściwości "Smocze Jajo" po wrzuceniu do wody buzuje i kręci sie, wydzielając z siebie niezwykle wonie. Po czym
zmienia kolor wody w wannie na pomarańczowy a na koniec zachowuje niespodziankę, złoty środek, ktory wypełnia wodę w wannie delikatnym mieniącym sie brokatem. Smoki
kochają złoto, każdy o tym wie......... A
co najważniejsze,
wygładza
skore i pomaga sie odprężyć po całym dniu.
Podsumowujac, deklaruje ze od tej chwli jestem Zaluszowana po Uszy!
Podsumowujac, deklaruje ze od tej chwli jestem Zaluszowana po Uszy!
p.s. W odpowiedzi na zapytanie Panterki oto filmik przedstawiajacy kulke kapielowa "Smocze Jajo" w akcji. Niestety nie zostalo uwiecznione jak sie otwiera i zmienia kolor wody na pomaranczowy, poniewaz na tym etapie bylam juz w wannie a telefon w pokoju :) Kula otwiera sie dlugo i zapewnia fantastyczne wrazenia z kapieli, ta biala piana ktora widac na filmiku cudownie nawilza skore! Naprawde polecam :)
Co do cen, to nie sa wygorowane, powiedzialabym ze sa rozsadne. Problem polega na tym ze w tym sklepie chcialo by sie kupic wszystko. Doslownie. Gdybym miala na wydanie £500 to spokonie bym je przebujala na te produkty i zalowala ani funta. Krem do twarzy kosztowal o ile pamietam okolo £14 i jest warty kazdego pensa, kule do kapieli cenowo ksztaltuja sie £2.35 - £3.25 a szampony w kostkach roznie ten rozowy ktory ja kupilam byl za £5.25. Link do strony Lush
p.s. 2 Zapomialam dodac ze powachalam tez perfumy o nazwie Brud i pachnialy bardzo ladnie :))
Co do cen, to nie sa wygorowane, powiedzialabym ze sa rozsadne. Problem polega na tym ze w tym sklepie chcialo by sie kupic wszystko. Doslownie. Gdybym miala na wydanie £500 to spokonie bym je przebujala na te produkty i zalowala ani funta. Krem do twarzy kosztowal o ile pamietam okolo £14 i jest warty kazdego pensa, kule do kapieli cenowo ksztaltuja sie £2.35 - £3.25 a szampony w kostkach roznie ten rozowy ktory ja kupilam byl za £5.25. Link do strony Lush
p.s. 2 Zapomialam dodac ze powachalam tez perfumy o nazwie Brud i pachnialy bardzo ladnie :))
Zdradz jeszcze, jak ksztaltuja sie ceny za te cudenka. Swoja droga bardzo mnie zaciekawilas forma "szamponow", ich intensywnymi woniami i wlasciwosciami. To smocze jajo jest trudne do wyobrazenia. :)
OdpowiedzUsuńUzupelnilam wpis o ceny i dodatkowe informacje :)
UsuńZaiste dziwne nazwy. Brud, a pachnie ladnie... ;)
UsuńPrawda :) a dla mnie i tak Vaniliary to najładniejszy z zapachów ktore tam maja. Myśle ze bedzie wiecej o firmie Lush niedługo :)
UsuńNiesamowite :). Kupowałam już mydła i kremy naturalne (dostępne w internecie), a Lush wygląda mega profesjonalnie i wyjątkowo atrakcyjnie :).
OdpowiedzUsuńJak na razie jestem z ich produktów zadowolona. Myśle ze bedzie jeszcze jeden wpis o Lushu bo w miedzy czasie podowiadywalam sie nowych rzeczy :)
UsuńSklep Lush zawsze poznac z dwudziestu metrow :-) Rzadko tam wchodze bo moje wrazliwe nozdrza nie daja rady. Nie wiedzialam ze maja takie cudenka, myslalam ze tylko mydla.
OdpowiedzUsuńTez myslalam ze tylko mydla :) ale warto raz wziasc gleboki wdech i przedrzec sie przez powalajace wonie, bo za mydlami czaja sie szampony, kremy, perfuny, balsamy, maseczki (podobno o cudownych wlasciwosciach) odzywki do wlosow a ponad to Spa...... :))))
UsuńJaka szkoda, że w Polsce nie ma tego sklepu :(
OdpowiedzUsuńAle jest Allego! Z tego co mi wiadomo to tam maja produkty Lush :))
Usuń