Stałam na skrzyżowaniu, doświadczając pięknej szkockiej pogody z
parasolka elegancko wywinięta na
druga stronę i
ulewnym deszczem smagającym
moja twarz. Kiedy minęły
mnie trzy wozy straży pożarnej, gnające jak do pożaru. Dwa nadjechały od strony Chambers Street
a trzeci od strony North Bridge. Wszystkie trzy zatrzymały się jakieś cztery
metry o miejsca gdzie stałam. Dwóch raczej pokaźnej postury ponów wysiadło z pierwszego wozu i
zaczęło
szukać pożaru.
Na ulicy jednakże nic
się nie
działo,
znaczy nic poza zwykłym o tej poze potężnym natężeniem ruchu w centrum miasta. Żadnych
ludzi uciekających z
krzykiem z płonących budynków, żadnych buchających płomieni czy chodźby smuzki dymu. Światło na skrzyżowaniu zmieniło się na zielone i ruszyłam dalej pchając przed sobą wściekle
stawiająca opór parasolkę.
Widok strażaków, ubranych w ciężkie uniformy i żółte kaski wywołał u mnie uśmiech, nie tylko dlatego ze strażacy generalnie budza pozytywne emocje. Ci których
przed chwila widziałam jak jeden maz wygladali
niezwylke sympatycznie i elegancko
wypełniali
mięśniami
swoje uniform oraz przypomnieli mi jak sama próbowałam
zostać strażakiem.
Sam pomysł o mnie wstępującej do straży pożarnej jest więcej niż zabawny, gdyż za rozrywkami zawierajacymi w sobie jakikolwiek
element budujacy tezyzne fizyczna nigdy nie przepadalam. Byłam jedna z tych osób które regularnie "zapominały" stroju na w-f. Na samo wspomnienie
o koszykówce
czy siatkówce
chciałam
chować się pod ławkę i siedzieć tam dokąd zagrożenie nie minie. Kiedy inne
dziewczynki elegancko zwisały z
trzepaków
wywijajacac fikołki na
górnej poprzeczce ja spadalam w pozie rozgwiazdy z barierki dolnej. No, po prostu nie mam tego w sobie. I
już.
Do straży pożarnej na wstępne przesłuchania zgłosiłam się w wyniku nieporozumienia. Działo sie to w czasach gdy
desperacko pragnęłam
zmienić prace
a ogłoszenie
sugerowało ze
szukają kogoś kto będzie chodził po mieszkaniach i
pomagał tłumaczyć ludziom
zasady bezpieczeństwa
przeciw pożarowego.
Dlatego kiedy po
przybyciu kazano mi, oraz innym dziewczynom które się zgłosiły,
przebrać się w uniformy to lekko sie
zdziwiłam.
Strój
ktory poproszono mnie bym założyła składał sie
ze ogniotrwałych
spodni z szelkami, gigantycznej i wsciekle ciezkej kurtki, buciorow oraz za dużego kasku ktory spadał mi na oczy.
Tak naprawdę to na tym kończą sie moje wspomnienia z tego dnia gdyz gdzieś pomiędzy wspinaniem się na wieze, bieganiem w te i wewte, zwijając i rozwijając waż strażacki oraz bieganiem na
czas w te i nazad ciemno zrobiło mi
sie przed oczami i przytomność odzyskałam nad wiadrem z
lodowata woda w którym
zanurzone były moje
nadgarstki.
Kiedy wrocilam do
przytomności na
tyle by iść do
domu powiedziano mi żebym
przez rok popracowała nad
swoją tężyzną fizyczna i sprobowała ponownie. Od tego
czasu minelo 6 lat. Nadal nie zostalam strazakiem. Moze szkoda, mysle ze swietnie
nadawalabym sie do brygady zdejmujacej koty z drzew ;)
Ja bym sie nie nadawala! Bo o ile z tezyzna jakos moze bym sobie poradzila, tak za nic nie pokonam leku wysokosci. Na drugim szczeblu drabiny juz mi sie kreci w glowie, a te goopie koty majo zwyczaj wlazic do wysokosci drugiego pietra. :)))
OdpowiedzUsuńno leku wysokosci na szczescie nie mam :)
UsuńDo brygady zdejmującej koty z drzew to i ja bym się nadawała :D
OdpowiedzUsuńJa bym sie do tezyzny nadawala, i w zoltym tez mi raczej do twarzy. CO z tego jak sie panicznie boje drabin wszelakich?
OdpowiedzUsuńDrabin przestalam sie bac od kiedy zostalam dumna posiadaczka strychu na ktory wspiac sie nielatwo. Cwieczenia akrobatyczne na wysokosciach pomogly!
UsuńNo cóż, nie wszystkie marzenia się spełniają.. no i bardzo dobrze ;) zawsze możesz mieć chłopaka- strażaka ;)
OdpowiedzUsuńChłopaka - strażaka? No tej opcji jak dotąd nie brałam pod uwagę ale kto wie ;))
Usuń