Tak zwany „Road
Rage" czyli „furia drogowa" znana jest wiekszosci, jak nie wszystkim kierowcom. W zaleznosci
od naszego pozimu tolerancji na innych uzytkownikow drogi, nastroju w danym
momencie oraz tego czy mamy udany czy niezbyt udany dzien, potrafi wyjsc z nas
najgorsze. Agresja drogowa obejmuje szeroka game objawow od wykonywania nie
kulturalnych gestow czy wykrzykiwania obrazliwych uwag, jazde zderzak w
zderzak czy wyprzedzanie na trzeciego.
Kto jest bez winy
niech pierwszy rzuci kamieniem, ja na pewno bez winy nie jestem, chociaz moja
tolerancja na innych uzytkownikow drogi zalezna jest od tego czy sie spiesze czy
nie. W piekny letni dzionek jadac sobie na luzie nie zirytuje sie utknawszy na
pol godziny za traktorem ani nie skrzywie sie na rowerzystke pedalujaca dziarsko
srodkiem szosy.
Za to w kiepski
dzien, dostane wscieku gdy osobnik przedemna nie ruszy dostatecznie szybko ze
skrzyzowania.
U mnie furia
drogowa przebiega w fazach:
Faza pierwsza,
gniewne mamrotanie pod nosem obelg umiarkowanie obrazliwych „no jedz ty dupo wolowa”.
Faza druga,
przechodzimy do przekenstw w jezyku rodzimym, „no jedz ze do cholery jasnej!” i okazjonego
machania rekami w gescie desperacji.
Faza trzecia
wbijanie zebow w kierownice, rwanie wlosow z glowy i glosne obelgi w jezyku
angielskim. Do fazy trzeciej dobijam bardzo
sporadycznie. Ale jednak ..... grrrr
Nie tak dawno
temu bo zaledwie przed swietami, wracalam do domu jedna z glownych tras
zmierzajacych z miasta w kierunku obwodnicy. W godzinach szczytu przepelniona uzytkownikami drogi
odliczajacymi cenne sekundy do momentu kiedy beda mogi sie zrelaksowac w
domowych pieleszach lub stawic w pracy do wypelniania obowiazkow sluzbowych,
droga ta slynie z zapychania sie i korkow. Bedac dobrym nastroju nie
przejmowalam sie zbytnio powolnym tempem jazdy, ruszajac i hamujac ruszajac i
hamujac posuwalam sie w zolwim tempie w kierunku obwodnicy. W pewnym momencie
cos tam z przodu sie odblokowalo i nagle wszyscy ruszylismy. Pomiedzy mna a
samochodem z przodu powstala sliczna wyrwa ktora radosnie wykorzystalam by
docisnac do dozwolonych 40 mil na godzine. Przede mna na kawalku ktory jeszcze
przez chwile dozwolony byl dla calego ruchu ale juz za moment zmienial sie w
pas tylko dla autobusow jechal motocyklista i byl wlasnie w procesie zmiany
pasa, wlaczyl migacz i powoli zaczal przeprowadzac manewr gdy nagle z tylu z
duza predkoscia nadjechal czarny samochod. Czarny minal mnie, dojechal do
motoru i pomimo ze tamten byl juz w polowie manewru wcisnal sie przed niego na
prawy pas, wyminal i pojechal.
Kierowca motoru
na chwile zdebial, przyhamowal po czym pozbieral sie i zaczal gonic czarnego.
Lekcewazac juz calkiem przepisy drogowe pognal pasem dla autobusow, zrownal sie
z czarnym i chyba usilowal zajzec do srodka auta. Byc moze z ciekawosci lub
tylko po to by kierowcy pogrozic czy wykonac jakies gesty ogolnie uznane za niekulturalne.
Po chwili bez owocnych wysilkow kierowca motocykla najwyrazniej wscielky,
docisnal do dechy i z rykiem silnika ruszyl dalej pasem dla autobusow.
Prawdopodobnie wizja manadtu jaki nie watpliwie otrzyma pozniej juz go nie
wzruszala.
Ogladalam cala
akcje z bezpiecznej odleglosci, widzac bowiem co sie dzieje na wszelki wypadek
zdjelam noge z pedalu gazu. Czarny zostal w korku, ja za nim, a motor pojechal.
Od czasu tego wydarzenia uplynely moze ze dwa dni, gdy na tej samej trasie,
jedynie skierowanej w strone miasta znow utknelam w korku. Tym razem troche
zdziwiona bo na tym kawalku zazwyczaj problemow nie ma. Ponuro spogladajac co
chwila na zegarek w aucie sunelam powoli w strone miasta. Po chwili okazalo sie
ze przyczyna korka byl wypadek. Na poboczu drogi po lewej stronie stal na
awaryjnych swiatlach samochod, po prawej na ulicy lezal motor a obok nie
ruchomo kierowca motoru. Ciagle w kasku na glowie, otoczony wianuszkiem
bezradnych ludzi czekajacych na przybycie ambulansu.
Widzac to nie
moglam powstrzymac refleksji, czy to przypadkiem nie ten sam motocyklista? Byc
moze znow pod wplywem gniewu jadacy zbyt szybko? Kto wie.
Dlatego właśnie jazda samochodem to dobry czas na praktykę zazen ;)...
OdpowiedzUsuńNo z tym zen to Staram sie jak mogę ... aczkolwiek rożnie to wychodzi ;))
UsuńOj, inni kierowcy nieraz doprowadzaja mnie do szału, zwlaszcza tutejsi, belgijscy. :)
OdpowiedzUsuńO to ciekawe! Jak jeżdżą w Belgii? W Szkocji zaskoczyła mnie uprzejmość niektórych kieriwcow, przyzwyczajona do naszych kierowcow wyscigowych w kraju, zdziwiłam sie kiedy ktoś zatrzymał sie by wpuścić mnie do ruchu :)
Usuń