niedziela, 5 czerwca 2016

Rzym improwizowany cz4 - (prawie) wszystkie sufity Rzymu

Zacznę od Kościoła pod wezwaniem sw Marii z Trastevere, o tym zabytku przed wyjazdem do Rzymu nic nie wiedziałam. Ale, ze improwizowanie Rzymu zobowiązuje, to wyprawa  tam została zorganizowana w ostatniej chwili, pod natchnieniem przewodnika po Rzymie. Tym co mnie tam zwabiło była mozaika z 12 wieku która bardzo chciałam zobaczyć. Przy okazji, 10 minut drogi od kościoła znajduje się sklep z lodami pod nazwa Fatamorgana.
Pyszka! Repeta obowiązkowa :) Lody nie tylko smaczne ale i bezpieczne do spożycia przez ludzi z alergiami pokarmowymi.





Kościół sw Marii z Trastevere jest jednym z najstarszych miejsc kultu chrześcijańskiego, ufundowano go w 3 wieku naszej ery i wybudowano prawdopodobnie około 350 r .n.e przez papieża Juliusa. Jak to na kartach historii często bywa, los nie oszczędził tego budynku i został on częściowo zniszczony a następnie odbudowany przez innego papieża, po czym znów przebudowany. Tym razem przez papieża Innocentego w 12 w n.e a do przebudowy użyto materiałów budowlanych (oraz dekoracyjnych, w tym wspomnianych już kolumn) radośnie zaczerpniętych z Łaźni Karakali, o których już wcześniej pisałam.

Zgodnie z legenda w dniu kiedy narodził się Chrystus, by oznajmić nadejście Bożej laski, w miejscu gdzie teraz stoi ten kościół samoistnie wytrysnęło z ziemi źródło ropy tudzież oliwy. Dla upamiętnienia tego wydarzenia, postawiono na tym miejscu kościół a punkt z którego trysnęło rzeczone źródło oznaczono kolumna, Trochę szkoda bo zważywszy na naturę tego cudu (jesli mowa o ropie) to szyb naftowy były chyba bardziej na miejscu...

Zakładam ze poszczęściło mi się troszkę ponieważ gdy dotarłam do kościoła piękna mozaika była ładnie podświetlona. Zdążyłam jednakże pstryknąć kilka fotek i światło zostało wyłączone. Czy to dlatego ze kościół musi oszczędzać na prądzie czy tez dlatego, ze zbyt długie wystawienie mozaiki na sztuczne światło może wpłynąć na utratę barw, tego nie wiem.





Jedna z rzeczy która bardzo mi podczas wyprawy do Rymu odpowiadała było to, ze oprócz Kaplicy Sykstyńskiej, wszędzie indziej wolno było robić zdjęcia. Byle bez flesza! I tak przez cały pobyt  radośnie pstrykałam fotki na prawo i lewo. Szczególnie dużą radość miałam fotografując niesamowite wnętrza muzeum watykańskiego. W kaplicy sykstyńskiej zdjęć robić nie wolno. I dobrze. Nie tylko, ze żadne zdjęcie nie odda piękna i klimatu tego miejsca (wiem bo kupiłam w sklepie pamiątkowym wykonane profesjonalnie zdjęcia) to w dodatku naprawdę nie warto jest ryzykować utraty tego arcydzieła na rzecz nieostrożnych turystów, którzy mogą przypadkiem zrobić zdjęcia w fleszem.  Mnie osobiście kaplica sykstyńska wyryła się na zawsze w pamięci, jest to miejsce szczególne.










Bardzo spodobała mi się także wystawa (a raczej wystawka bo zakładam ze w Watykanie jest tych artefaktów znacznie więcej) poświęcona starożytnej Mezopotamii i Egiptowi.





 Do Bazyliki Sw Piotra dotarłam już po godzinach, znaczy jeszcze było otwarte ale już zamykano na noc. Plusy i minusy zwiedzania Bazyliki po godzinach? Plusem jest nie wątpliwie brak kolejki przed wejściem i nagabujących do znudzenia sprzedawców wycieczek po Watykanie. Minusem jest to, ze niektóre części Bazyliki sa już zamknięte do zwiedzania. Bazylika Sw Piotra jest drugim co do wielkości kościołem na świecie. Bazylika jest niewątpliwie imponującym budynkiem w końcu nie tylko swobodnie mieści wewnątrz 60 tys wiernych ale również niesamowite dzieła sztuki takie jak Pieta. Punktem centralnym jest wykonany z brązu baldachim zaprojektowany przez Berniniego. Jak już wcześniej wspomniałam, wykonano go na zlecenie papieża Urbana III a brąz do tego baldachimu pochodzi z Panteonu. Bazylika Sw Piotra zrobiła na mnie ogromne wrażenie, a ze była pierwszym zabytkiem Watykanu jaki zwiedziłam to nie jako zapoczątkowała mój watykańsko/rzymski trend sufitowy.











Innym miejscem w którym naprawdę szczerze doceniłam wolność fotografowania był zamek Świętego Anioła. Pierwotnie wzniesiony jako mauzoleum Hadriana i jego rodziny, następnie w średniowieczu przebudowany na twierdze obronna. Następnie czas jakiś służący za luksusowe apartamenty papieskie oraz archiwum i skarbiec Państwa Kościelnego (do dziś można tam zobaczyć potężny kufer-sejf) i paradoksalnie w tym samym czasie za wiezienie.
Nazwa Zamku Świętego Anioła wywodzi się z VI wieku. Pochodzi od legendy zgodnie z która podczas zarazy dziesiątkującej ludność w 590 r n.e  papież Leo X miał wizje anioła chowającego skrwawiony miecz do pochwy. Wizja ta zwiastowała koniec plagi i na uczczenie tego wydarzenia figura archanioła wykonana z brązu umieszcza została na szczycie zamku, gdzie stoi do dziś. Co interesujące, w 1227 roku papież Nicolas III zlecił połączenie zamku podziemnym korytarzem Bazylika Sw Piotra. Ukryty korytarz miał zapewniać papieżom możliwość ucieczki do fortecy. Zamek ten jest naprawdę nietypowo zbudowany i warty obejrzenia, aczkolwiek nie sadze by potrzebował dodatkowej reklamy, ponieważ na pewno rozsławił go występ w filmie Anioły i Demony, ekranizacji opartej na książce Dan'a Browna. Tym co mnie we wnętrzach zamku zafascynowało były niesamowicie zakręcone malunki na ścianach. Nie tylko detale tych maluneczkow ale tez ich ilość jest imponująca. Znajdują sie niemal w każdej sali a także w korytarzach. Na kimś mniej zafascynowanego sztuka ścienną niż ja, zapewne to obronne właściwości zamku zrobią większe wrażenie. A także to ze pnąc sie z parteru na wyższe pietra praktycznie podziwiamy przekrój przez stulecia, od najstarszej części starorzymskiej po najnowsza. Zamek szczerze polecam!



























 

1 komentarz: