Orkady, jak już wcześniej
wspomniałam, to tak jakby wyspa wykopalisko. Prawie gdzie się nie wbije łopaty można natrafić
na jakieś wykopalisko albo co najmniej grobowiec.
Stojąc na otwartym
polu w dowolnie wybranym punkcie na Orkadach, zawsze gdzieś w zasięgu wzroku
znajdzie się pagórek. Zazwyczaj są to niskie pagórki, równo, gęsto porośnięte
trawa. Nie wystają wysoko ponad poziom gruntu ale są widoczne. Patrząc na taki pagórek,
można się z duża doza prawdopodobieństwa założyć ze w środku znajdziemy… kości.
Moja przygoda z tymi grobowcami zaczęła się od tego, ze Skara Brae i Krag Brodgara okazały się bliżej położone niż oczekiwałam. Obejrzawszy skrupulatnie oba zabytki nie bardzo mialam plany na reszte dnia. Stanęłam na środku pola, podziwiając bezdrzewny krajobraz Orkadow i zastanawiając się gdzie się dalej udać. Nie daleko, po prawej stronie, z miejsca gdzie stałam zauważyłam słynne wzniesienie Maeshowe.
Co prawda nie był on w planie na ten dzień, postanowiłam jednak zmienić trochę plany. Okazało się to trudniejsze niż myślałam. Aby dostać się do Maeshowe należy zaparkować na małym parkingu przy drodze, po czym udać się pieszka przez trawę do grobowca. Problemem okazał się parking, co prawda stal pusty, zero jakiegokolwiek innego pojazdu i bramka była otwarta, na bramce jednak wisiała kartka ze parkowanie zabronione. Nigdzie indziej w zasięgu wzroku nie dało się zaparkować. Zgodnie z zasada ze dokąd nie spróbujesz to nie wiesz, postanowiłam zaryzykować i zatrzymać się na zakazanym parkingu. Okazało się ze takich probowaczy musiało być więcej, natychmiast bowiem, kiedy tylko przednie kola auta dotknęły powierzchni parkingu ruszyła do auta skrzętnie ukryta gdzieś przedtem, kobietka w odblaskowej kamizelce i uprzejmie acz stanowczo spytała czego ja tu szukam. Naturalnie, nie szukałam niczego i z równie uprzejmym uśmiechem powiedziałam, ze tylko zawracam po czym się z parkingu wyniosłam. Podążywszy chwile w nieznane, szukając czegoś ładnego na czym można by było oko zawiesić, przekonałam się ze na Orkadach daleko szukać nie trzeba, wszedzie jest pieknie.
A ze internet działała tam bez problemu to zapytawszy wujka googla co jeszcze w okolicy zwiedzić się da, natrafilam na Unstan Cairn. Pozwolę sobie ten wpis poprowadzić w stylu bardziej osobistym niż historycznym. Pominę wiec informacje o tym ze w takich właśnie Cairnach działy się kiedyś super ważne rzeczy. Niektórzy uważają ze służyły one do kontaktów ze światem duchów, inni ze jako grobowce…. Jeszcze inni ze do jakiś innych obrzędów, teraz nikt już nie. Dość powiedzieć, ze znajdujemy w nich kości, są takie które zawierają cale szkielety, ale sa tez takie które maja w sobie mieszankę kości pokładanych na eleganckie stosiki, w tym kości zwierząt.
Teraz nikt już nie
może powiedzieć na pewno co i jak a dla mnie osobiści, od pierwszego do
ostatniego cairna, wszystkie były ogromnym wyzwaniem. Z powodu, klaustrofobii…..
Żeby się dostać do Cairna często trzeba włazić tam na czworaka, bo przejście/tunelik jest bardzo niski.
Kiedy jest się już
w środku to można się wyprostować, a jak w przypadku Unstan, to nawet rozejrzeć
dookoła, bowiem w środku jest jasno.
Tego jednak nie wiedziałam zanim wlazłam do
środka, mój dobrzy kolega z którym podróżowałam obśmiał się troszkę z moich
kwików, jęków i marudzeń którymi go uraczyłam w drodze do środka. Później miał się
przekonać ze to było nic w porównaniu do tego co go czekało przy następnych. Unstan Cairn jest malutki, w porównaniu
do najsławniejszego z Cairnow, Maeshowe do którego usiłowałam dostać się wcześniej.
A do którego udało mi się dostać na dzień następny, okazało się bowiem ze aby
do niego wejść, najpierw trzeba kupić bilety w centrum turystycznym oddalonym około
kilometra czy dwóch, po czym mini bus zabiera turystów do Maeshowe i parkuje,
na właśnie tym zakazanym parkingu, którego pilnuje odblaskowa smoczyca. Maeshowe
jest super sławne, głównie dzięki temu ze dawno, dawno temu podczas straszliwej
zamieci śnieżnej, schroniła się w środku banda Wikingow. Nie tylko ze się do środka
włamali, to jeszcze jak łobuzom wypada, zostawili w środku grafiti. O tym
wydarzeniu przeczytac mozna w Orkneyan saga, ale runy wyryte w kamieniu przez wikingów tez mówią
same za siebie. Mówią na przykład ze Thorni przeleciał Helgi, albo ze Ingigerth
jest najpiękniejsza z kobiet albo ze Tholfir wydrapał te runy wysoko… a inne z
nich opowiadają znacznie ciekawsza historie, niejaki Oddr twierdzil, ze z tego
miejsca trzy noce temu zabrano ogromny skarb. Oddr twierdzi tez ze został on
znakomicie schowany. Oprocz tego niezwykłego grafiti mnie osobiście zachwyciło
ze w środku uwiły sobie gniazdo jaskółki… Wlatywaly i wylatywały nad głowami turystów
by karmić swoje maleństwa. Oczywiście usiłowałam zrobić im zdjęcie, niestety w Maeshowe
nie wolno robić zdjęć, nawet zdjęć jaskółek. Maeshowe jest najslynniejszym z Cairn na Orkadach. Co roku odwiedzaja je stada turystow.
Cairn który zwiedziłam
następnie przysporzył mi innego rodzaju atrakcji, położony w połowie drogi na wzgórze,
zwany Cuween Hill cairn. Na szczycie wzgorza znajdowalo sie sporo takich dekoracji z kamieni, podobnych do malych formacji jakie uprzednio widzialam na plazy w Skara Brae.
Jesli chodzi o sam Cuveen Hill cairn, nie dość ze by się dostać do środka należało pełzać na
kolanach w błocie to jeszcze w środku było ciemno i ponuro brrrr wyszłam ze środka
znacznie szybciej niż weszłam. Natomiast ciekawostka jest, ze kiedy go
otwierano znaleziono w środku szczątki 8 ludzi, oraz kości wołów, ptaków a także
czaszki 24 psów…. Ciekawa mieszanka. Oczywiście teraz nie ma już ich w środku.
Ostatnim z Cairnow
które widziałam, jest tak zwany Orli Grobowiec, pochodzi prawdopodobnie z tego
samego okresu kiedy budowano piramidy w Egipcie. Odnaleziony przez przypadek,
przez rolnika u niego na polu. Od czasu odkrycia czekał 20 lat na to by Ronnie,
znalazł czas by się zając jego badaniem, tak zapracowani są rolnicy! Dlan mnie jednak Orli grobowiec na zawsze już będzie grobowcem
chichotów. Aby się do niego dostać należy położyć się płasko na takiej bardzo
szerokiej odmianie deskorolki/platformy z kolkami i się popychać rękoma do środka.
Ja jednak nie musiałam się odpychać, mój kumpel mnie do środka wciągnął, a
ze użyl dość dużo siły, była to podróż ekspresowa i w efekcie zabawna, tak ze
nie mogłam się powstrzymać od rechotania cala drogę w jedna i druga stronę.
Nazwa orli Cairn/grobowiec związana jest z tym ze w środku oprócz tradycyjnych ludzkich
pomieszanych kości, znaleziono kości 14 orłów. Jaka role orły pełniły w tym społeczeństwie
tego nie wiadomo.
Rolnik Ronnie, oprócz
grobowca znalazł na swoich gruntach budyneczek z epoki brązu, co ciekawe, w środku
tego budyneczku znajduje się „pojemnik” na wodę, w którym mieściło się około 1000
litrów wody. Co jeszcze ciekawsze, ludzie który tego budynku używali 3000 lat
temu wymyślili metody by ta wodę ogrzewać a po użyciu wody odprowadzać ja na zewnątrz.
Droga do Orlego grobowca, wiedzie przez pola Ronniego a polozone one sa niezwykle malowniczo, tuz nad klifami. Na pozegnanie z ta czescia wyspy po prostu trzeba bylo machnac kilka fotek :)