niedziela, 15 października 2017

Cukierkownica i inne ciekawostki ze Stromness, czyli Orkady czesc pierwsza


W tym roku udalo mi sie zrealizowac dwa marzenia podrownicze, jednym to bylo odwiedzenie Stonehenge oraz pieknych lazni rzymskich w Bath. Drugie to wizyta na Orkadach archipelagu na północy Szkocj. Niegdys należace do Norwegii później je oddano w prezencie Szkocji i tak już zostało. Z racji swego położenia regularnie nawiedzane przez wikingów, którzy sie w końcu zaczęli tam osiedlać, Orkady miały nie królów a Earlów. Po dziś dzień miejsce to przesycone jest historia i duchem nordyckim. Orkady sa marzeniem archeologow, amatorow historii glownie dlatego ze tam  praktycznie gdzie nie wbijesz łopaty tam znajdzie sie albo grób wikingów albo pozostałości neolitycznej osady.

Po przybyciu na Orkady wita mnie deszcz. Zakwaterowanie mam opłacone w Stromness, w czasach Wikingów miejsce to nazywało się Hamnavoe, co oznacza Bezpieczna przystań. Po wyładowaniu się z promu i dotarciu na kwaterę, co nie było trudne, bowiem kwatera znajdowała się o dwa kroki od promu, przekonuje się ze właściciel z kluczem jeszcze nie dotarł na miejsce. Bedzie niedługo, zapewnia jego małżonka przez telefon, po prostu nie zdążył na pierwszy prom (oni mieszkają na Hoy). I rzeczywiscie niecale pol godziny pozniej kolejny, mniejszy prom przybija do przystani i mam okazje poznac bardzo sympatycznego starszego pana ktory wprowadza mnie na kwatere. Mieszkanko znajduje sie bardzo blisko promu, w budyneczku ktory kiedys sluzyl jako magazyn ryzu i jest bardzo przytulne. A wystroj mojego pokoju, oraz lazienki, bardzo przypomina mi wygladem domek dla lalek.




 Po rozpakowaniu bagażu, pomimo deszczu ruszam na miasteczko. Stromness jest drugim co do wilkosci miastem na Orkadach, co wcale nie znaczy ze jest duze.



W centrum znalesc mozemy glowna ulice gdzie nabyc mozna wszelkiego rodzaju pamiatki.  Co natychmiast rzuca się w moje zamglone deszczem i wiatrem oczy? Stezenie artystow na metr kwadratowy. Takiej ilości galerii i producentów biżuterii na tak malej przestrzeni jeszcze nigdzie nie widziałam. W miasteczku znajdziemy tez muzeum. A w nim mydlo i powidlo i inne cuda. Znajduje sie tam na przyklad miniaturowa figurka ktora orginalnie pochodzila ze Skara-Brae,  maszynka do produkcji cukierkow, metalowe skrzypki, naszyjnik z prawdziwych ludzkich zebow (pomalowane na czarno bo taka byla moda w plemieniu z ktorego pochodzily) a takze wiaderko ktore jak sie okazalo sluzyly jako kielichy do wykanczania gosci. Jesli pod koniec wesela czesc z gosci nadal trzymala sie na nogach panna mloda ofiarowywala im drinka w takich wlasnie tradycyjnych kublach.






Zwiedzajac male, lecz po sam dach wypelnione historia muzeum mozna dowiedziec sie o niektorych bohaterach Orkadow, takich jak pirat John Gow ktory tak naprawde znany jest glownie na Orkadach i wlasciwie nie wslawil sie niczym szczegolnym, oprocz wspomianego juz piractwa.


Znajduja sie tu rowniez pamiatki po Johnie Rae, jedym z malo znanych a jednoczenie znaczacych odkrywcow arktycznych. Pochodzacy z bogatego domu John mial wszystko czego dusza zapragnie ale ciagnelo go glownie do natury. Kiedy w wyniku roznych zbiegow okolicznosci wyladowal na biegunie zachwycil sie tym miejscem i zaprzyjaznil z miejscowa ludnoscia.


Podobno eskimosi nazywali go Lazikiem, ze zwgledu na jego umilowanie do dlugich pieszych wedrowek. nauczyl sie tez od nich wielu przydatnych na biegunie umiejetnosci, takich jak budowa wlasnych rakiet snieznych. Mozna je rowniez podziwiac w muzeum.
Bedace glowna atrakcja Stromness na deszczowe dni muzeum, odwiedzane jest przez sporo ludzi. Bilet wstepu jest wazny przez tydzien, o czym poinformowala mnie bardzo sympatyczna pani za kasa, to na wszelki wypadek jakby pogoda nie dopisala. Co podobno czesto sie zdarza. Po gruntownym obejsciu calego muzeum wracam na kwatere, majac nadzieje na to, ze slonce wyjdzie jutro rano i bede mogla powiedzac Orkady nie taplajac sie w blocie.