Ostatni z serii wpisów o mojej krótkiej wyprawie do Anglii. Jedyna z atrakcji którą postanowiłam zwiedzić, a ktora nie miała nic wspólnego z historia, zamkami, starożytnymi kręgami kamieni czy rzymskimi legionami. Za to wszystko ze zwierzątkami. Park rozrywki Longleat, jest najstarszym i najbardziej znanym parkiem tego typu w Europie. Początkowo można było tu podziwiać glownie lwy na wybiegu, stad tez logo parku Longleat, przedstawiające lwa. Dzisiaj mamy tu lwy, tygrysy, lemury, strusia, słonie i wiele, wiele innych .... jednym słowem , wszystko czego szanujący się safari park potrzebuje by przyciągnąć turystów.
Inna sprawa ze, nie zobaczyłam lwa. Znaczy, wiem jak lew wygląda, lwy widziałam w zoo, a także w Drummond Safari Park w Szkocji, jak sobie leżały na trawie i wyglądały na zadowolone z życia. W Longleat jednak nie miałam tej przyjemności. Widzialam tygrysa i gepardy ale nie lwa.
Każdy z wybiegów dla duzych kotow, dysponuje spora iloscia przestrzeni, oraz duża ilością krzaków i drzew w których zarówno tygrysy jak i lwy spokojnie mogą się ukryć przed ciekawskimi spojrzeniami ludzi. Uznałam, ze to dobrze i nie pogniewałam się na lwy, za to ze nie pofatygowały się do mnie tego dnia.
Za to zobaczyłam tyłki hipopotamów. W sumie czemu sie dziwić? Hipopotama tez da sie trzymac w zoo, ale tu hipopotamy, a raczej hipopotamice, maja do swojej dyspozycji nie basen a jeziorko. Dzieki temu podobnie jak lwy, jeśli nie zechcą to nie będą widziane.
Aby podziwiać hipopotamy należy wsiąść na mała barkę/lodz wyposażona w spora ilość miejsc siedzących, która cały dzień odbywa kursy w te i wewte. Atrakcje na łódce obejmują hipopotama, goryla staruszka, który na starość dorobił się własnej wyspy, oraz lwy morskie.
Staruszek goryl, nie lubi paparazzi i wraził to bardzo dosadnie, zasłaniając się gałęzią jak tylko nasza barka podpłynęła blisko wyspy.
Lwy morskie za to wcale nie przejmują się zwiedzającymi, a wręcz przeciwnie!
Radosnie witają każdy kurs lodzi, bo znakomicie wiedza, ze zaraz uszczęśliwieni zwiedzający będą rzucać do wody male porcje rybek (£1 za kubeczek). Myliby się kto sadząc ze tylko dzieci byly zainteresowane dokarnianiem lwow morskich. Do kolejki po kubeczek, w którym znajdowała się mala szprotka lub dwie, stanęli dziarsko ludzie w każdym wieku, w tym ja. Niestety przydział na ten rejs zakończył się szybko i nie miałam okazji rzucić rybki w wodę.
Za to miałam okazje karmić sarenkę z reki. Musze przyznać ze jest to troche dziwne doświadczenie, obserwować sarny, w naturze dzikie i nieufne stworzenia, traktujące samochody jako ruchome karmiki. Cale "stada" aut podjeżdżają na trawę, ludzie w środku wyposażeni zostają w plastikowy kubeczek zawierający sarni przysmak (£1 za kubeczek) oraz chusteczkę nasączoną środkiem do dezynfekcji. Ludzie, mniej lub bardziej cierpliwie czekają w autach, az sarna podejdzie do otwartego okna, po czym nakarmiwszy sarenkę skrupulatnie wycierają paluszki w chusteczki i odjeżdżają.
Wziawszy udzial w takiej akcji, musze przyznac ze, pyszczek sarenki jest aksamitny, przemiły i przesympatyczny w dotyku i ciesze się ze miałam okazje takowego pyszczka dotknąc.
W pewnym oddaleniu od stada innych sarenek zobaczylam matke z malym sarniatkiem, malenstwo juz na wlasnych nozkach ale nozki te jeszcze nie tak calkiem pewne. Co jakis czas sie potykalo i wolalo mame, ktora przybywszy na ratunek pocieszala malenstwo i dodawala mu odwagi.
Jak sarenka tak i pużka calkowicie mnie zachwyciła. Cudownie kolorowe malutkie papużki siedziały w naprawdę dużej klatce (tak duzej ze ludzie swobodnie w srodku sie poruszali, nie czujac sie jak w klatce) przy wejściu do której młoda dziewczyna sprzedawała nektar (£1 za malutki kubeczek). Male spryciule znakomicie wiedziały ze każdy nowo wchodzący wyposażony będzie w kubeczek nektaru. Czyhały wiec nad wejściem do klatki by zanurzyć dziób w nektarze, doslownie sekundy po świeżej dostawie.
Klatka jest na tyle, duża ze papużki które nie maja checi na nektar mogą spokojnie udać się w inny koniec i tam albo uciąć sobie drzemkę albo wdać sie w bójkę z kumplami.
W ośrodku jest więcej atrakcji, miniaturowa kolejka na którą można wsiąść, ciemnia z nietoperzami, gdzie latają nam nad głowami, akwarium gdzie można głaskać rybę płaszczkę, wybieg dla piesków preriowych, wybieg dla malutkich małpek gdzie mogą również ponad głowami widzów biegać po linach. W zasięgu wzroku ale poza zasięgiem rak. I wiele, wiele innych.
To by bylo na tyle, jesli chodzi o moj wyjazd do Anglii. No i o czym ja teraz bede pisac ;)
Spora kase trzepia na tym pokarmie dla zwierzakow. Chyba w zwiazku z tym nie sa one przekarmiane, co? :))
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie sa, na każdym rejsie dają tylko kilka tych rybek do rzucenia. A i tego nektaru było tylko troszkę w pojemniczku, tyle zeby dzioba zanurzyć :)
UsuńNo i te zaporowe ceny!
UsuńPodobają mi się te przestrzenie i więcej swobody dla zwierzaków niż w ZOO. Dzięki za interesyjącą wycieczkę.
OdpowiedzUsuńTo prawda, zwierzaki maja tam wiecej przestrzeni. Przyjemne miejsce na wycieczkę :) jeśli będziesz kiedyś w Anglii to koniecznie odwiedź, rozrywka całodniowa :)
UsuńFajne to safari! Na pewno zwierzętom jest tam o niebo lepiej niz w zoo.W ogóle powinni wszelkie zoo zlikwidować i przenieśc zwierzaki na takie wspaniałe miejsca, jak to opisywane przez Ciebie. Żeby one też miały cos, z życia!
OdpowiedzUsuńJesli mam wybor pomiedzy zoo i safari park to safari zawsze gora. Zwierzaki maja wiecej swobody, kiedy chca sie pokazac to sie pokaza, jednakze, zawsze najlepsze bedzie dla nich naturalne srodowisko :)
OdpowiedzUsuńCudowne doświadczenia - zwłaszcza z tygrysem, gorylem, hipciami, sarenkami, lwami morskimi... Aż mi się przypomina gimnazjalna wycieczka do zoo w Krakowie. Zaczęliśmy drażnić lwy w klatce. W końcu nie wytrzymały - jak ryknęły, tak wszyscy trzy metry w górę :D
OdpowiedzUsuńNo wiesz Celcie, przecież nawet jest takie powiedzonko...nie drażnij lwa! ;)
UsuńZdaje się, że my go jeszcze wtedy nie znaliśmy :D
Usuń