Reniferownia, o której pisałam w poście Jeden renifer, dwa renifer, trzy renifer, znajduje
się dość daleko od mojego miejsca zamieszkania, wybierając się
tam zaplanowałam więc wyprawę dłuższą niż jeden dzień, by przy
okazji zobaczyć coś więcej.
Poniżej zdjęcia
słodkowodnego jeziora Morlich (Loch Morlich) które znajduje się po drodze do Reniferowni w
parku krajobrazowym u stop wzgórz Cairngorms. Słynie z pięknej piaszczystej plaży i latem stanowi ono znakomita lokalizacje dla
sportów wodnych.
Zatrzymawszy się w
Aberfeldy miałam dość dobra bazę wypadowa do lokalnych atrakcji.
Pewnie bym więcej zwiedziła gdyby nie to, ze mój wypad do
Perthshire wypadł po sezonie, wiec większość atrakcji była już
pozamykana.
Miedzy innymi wybrałam się zobaczyć whiskarnie
lub bardziej po polsku destylarnie whisky. Szkocja, jak wiadomo, słynie ze swojej whisky a Perthshire znajduje się sporo destylarni które można odwiedzić. Jedna z nich to Edradour, najmniejsza
destylarnia w Szkocji, założona w 1825 roku. Sklepik z Whisky był
otwarty ale zwiedzanie jest możliwe tylko od kwietnia do
października.
Inna destylarnia firmy Bells znajduje się w Pitlochry i była otwarta ale na wycieczkę trzeba było czekać godzinę,
a mnie cierpliwości starczyło tylko na to żeby pstryknąć fotkę z
zewnątrz.
Przez Pitlochry przeplywa rzeka Tummel. Zdjęcie poniżej zrobione zostało
parkingu na którym zatrzymałam się na chwile.
Niedaleko od Pitlochry
znajduje się malutka wioska Killiecrankie (Nazwa pochodzi od szkockiego Gaelika a oznacza las osikowy), sławna dzięki krwawej bitwie która odbyła się na przełęczy
Killiecrankie w 1689 roku. Na upamiętnienie tej bitwy napisano piosenkę. Jak brzmiała oryginalnie trudno orzec, została bowiem zmieniona jakieś 100 lat później przez Roberta Burns.
Miejsce to jest również sławne dzięki Donaldowi McBane, żołnierzowi który
osaczony przez ścigające go siły przeciwnika skoczył 5 i pół metra przez rzekę
Garry i uszedł z życiem.
Teraz miejsce to jest znakomitym terenem do spacerów i podziwiania przyrody. A stary most
kolejowy nadal jest w użytku.
Innym miejscem do którego
warto się udać to Crannog (dom na palach). Jest bardzo udaną repliką oryginalnych Crannogow i znajduje się na jeziorze Tay w miasteczku Kenmore,niedaleko od Aberfeldy. Mnie nie udało mi się
go zwiedzić, mogłam go jedynie zobaczyć z zewnątrz. Oryginalnie budowano je w epoce żelaza jakieś
2500 lat temu. Stawiane na palach stanowiły znakomite schronienie
dla całych rodzin. Podobno nurkowie odnaleźli na dnie jeziora różne ciekawe rzeczy, takie jak mały pług, żarna, drewniane przyrządy czy
nawet gwizdek!
Kawałeczek dalej za
Killiecrankie znajduje się tak zwany Queens View (Widok królowej)
rozsławiony przez królową Wiktorie. Podobno jednak oryginalnie nazwany
tak od królowej Izabelli, żony krola Roberta The Bruce. Widok rozpościera
się jezioro Tummel oraz park krajobrazowy (Tay forrest park).
Zjeżdżając w dol ze wzgórza w kierunku Pitlochry można zatrzymać się na poboczu i zejść do poziomu jeziora.
Minąwszy Pitlochry można znaleźć, usytuowany na górce pośrodku
pól uprawnych, pięknie zachowany Dunfallandy Stone, kamień
Piktyjski. Datowany na rok 600 n e jest jednym z lepiej zachowanych
zabytków tego typu. By się do niego dostać należy zostawić auto
na poboczu dość wąskiej drogi i przejść się kawałek,
praktycznie wchodząc na teren czyjejś farmy. Po czym wspiąć się
na górkę.
Po wejściu na górkę odkrywamy mały budyneczek
wyglądający z boku jak wiejski przystanek autobusowy
oraz malutki cmentarzyk.
Pod wiata za szkłem
znajduje się Dunfallandy Stone. Podobno niegdyś znany jako Clach an
t'Sagairt (The Priest's Stone) kamień kapłana. Do dnia dzisiejszego nie
wiadomo czemu Piktowie stawiali takie kamienie. Uważa się ze być
może na cześć kogoś ważnego lub by oznaczyć miejsce kultu.
Symbole wyryte na Dunfallandy Stone najprawdopodobniej odnoszą się
do życia kogoś ważnego i kto być może przeszedł na chrześcijaństwo.
Wracając do
Aberfeldy w miejscowości Grandtully można
znaleźć kolejny zabytek. Pośrodku innego pola znajduje się coś
co dla niewytrenowanego oka może wyglądać jak budynek gospodarczy. Nic bardziej mylnego, budyneczek nie jest bowiem ani stajnia ani nawet czyimś mieszkaniem tylko kościołkiem. Podobno kiedyś większość górskich kościołków tak wyglądała.
Ten w Grandtully to
kościołek sw Marii. Teraz nie odprawia się już tam żadnych mszy
i tylko krowy ciekawie patrzą na nielicznych zwiedzających,
którzy po kostki w błocie, przedzierają się przez ich pastwisko.
Czy warto narazić się na krowia dezaprobatę by się tam dostać?
Jak najbardziej! Kościołek jest bowiem jednym z dwóch na terenie Szkocji które
ocalały w oryginalnym kształcie. A w środku znajduje się bogate malowidło sufitowe. Pięknie
zachowane i zadbane, bowiem w pomieszczeniu zainstalowano urządzenie do odsysana
wilgoci które ma na celu zachować sufit w najlepszej możliwej
kondycji.
W Aberfeldy zostałam
tylko kilka dni, które spędziłam na zwiedzaniu, z pogoda było
rożnie, ale generalnie nie miałam powodu do narzekań. Piękny dzień przytrafił mi
się również w dzień wyjazdu. Zanim więc zapakowałam się do auta
pstryknęłam fotkę ośrodka.
Korzystając z pogody zamiast ruszać prosto na
autostradę postanowiłam pojechać przez Crieff bowiem ta droga jest
znacznie bardziej malownicza.